Składniki:
na 6 babeczek chili
- 150 gram maki pszennej
- 1 jajko
- 50 ml mleka 2%
- 1/4 puszki ananasa pokrojonego w drobną kostkę
- 1,5 łyżki jogurtu greckiego
- 1/2 łyżeczki soli
- solidna szczypta ziół prowansalskich
- szczypta płatków chili
- 2 łyżki drobno posiekanej i usmażonej piersi z kurczaka
- 2 łyżki sera żółtego pokrojonego w kostkę
na 6 babeczek kokosowo - limonkowych
- 150 gram mąki
- 50 ml mleka 2%
- 4 łyżki cukru trzcinowego
- 1 jajko
- 1/4 puszki ananasa
- 1,5 łyżki jogurtu greckiego
- 5 łyżek soku z ananasa
- sok z jednej limonki
- 3 łyżki wiórków kokosowych
- łyżka namoczonych rodzynek
Przygotowanie:
Na początku mieszam dokładnie mąkę (całe 300 gram) z proszkiem do pieczenia. Dzielę na dwie równe części.
W drugim naczyniu mieszam łyżką 2 jajka z 3 łyżkami jogurtu, mlekiem oraz 1/2 puszki ananasa wraz z odrobiną soku. Dzielę na dwie równe części.
babeczki chili:
do mąki z proszkiem dodaję: sól, chili, zioła, pokrojony ser żółty i podsmażoną, wystudzoną pierś kurczaka (przyprawioną solą, kurkumą, majonezem i pieprzem). Dokładnie mieszam.
Do wymieszanych składników suchych dodaję ciekłe. Mieszam łyżką na jednolitą masę (wychodzi bardzo gęsta) Wykładam do silikonowych foremek lekko natłuszczonych i obsypanych bułką tartą.
babeczki limonkowo-kokosowe:
do mąki z proszkiem dodaję cukier i wiórki kokosowe. Dokładnie mieszam. Do ciekłej mieszanki dodaję rodzynki i wyciśnięty sok z limonki. Składniki mokre łączę z suchymi. Ciasto wychodzi rzadsze niż to na wytrawne babeczki. Nakładam do 3/4 wysokości foremek silikonowych.
Babeczki wstawiam razem w blaszce do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Piekę przez 30 minut - z czego 10 na dolnym ruszcie bo mój piekarnik lubi nie dopiekać :)
Dwoiste dzieło gotowe. Babeczki słodkie wyszły gładkie, kształtne. Babeczki chili to te o nieregularnych kształtach. No i teraz pytanie - które lepsze. Do wyboru, do koloru ;)
Mężowi bardziej podpasowały te ostre - szczególnie z sosem czosnkowym . Pewnie dlatego, że wyszły naprawdę pikantne. Mi początkowo też, ale wieczorem po kolacji doceniłam walory tych słodkich. Wyraźna kokosowa słodycz z nutą kwaśnej limonki i rodzynką gdzieniegdzie... bajka.
Warto się było trochę pobawić w przesypywanie i przelewanie. Oba moje smaki zostały zaspokojone. A Wam które bardziej by smakowały? Spróbujcie sami ;)
Ja zapewne zrobiłabym obie wersje. Zjadłabym najpierw tą ostrą, a następnie zajadała słodką. Taki już mam smak :D
OdpowiedzUsuńObie muszą być pyszne... Zapraszam do mnie na dynie:)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie spróbowałabym obu :)
OdpowiedzUsuńAle sprytnie to zrobiłaś. Bardzo mi się podoba. Myślę, że skorzystam z Twojego przepisu i zrobię obie wersje. Pozdrawiam, Krys
OdpowiedzUsuń