poniedziałek, 14 października 2013

Na początek tygodnia jesienna dygresja po mojemu - część I

Nadszedł czas refleksji. Jesień to taka właśnie pora, kiedy nachodzi mnie na przemyślenia. Na razie na szczęście dni są słoneczne (tfu, tfu - aby nie przechwalić) i można jeszcze korzystać z uroków spędzania czasu na świeżym powietrzu. Liście przybrały piękne barwy, co zachęca (przynajmniej mnie) do spacerowania po lesie.
Uwielbiam zbierać grzyby. Teraz zrobiło się na nie trochę za sucho, ale jako, że pora grzybowa teoretycznie trwa to pretekst do leśnych wędrówek jest. Niestety nie zawsze jest czas, siły i środki do dalekich wypraw. W tym roku musimy się więc zadowolić lasami w naszej okolicy. Są takie dwa: jeden blisko nas, w Nadarzynie. Drugi nieopodal domu mojej Mamy (znanym z wcześniejszych wpisów jako RODOS) w Wołominie. Zdecydowanie ładniejszy, a przede wszystkim czystszy jest las w pobliżu maminego domu. Uwielbiam tam chodzić. Jest dość rozległy, różnorodny, a do tego skrywa w sobie kilka tajemnic. Znajduje się tam na przykład opuszczona, niedokończona posiadłość. Jak wieść gminna głosi należy ona do pana G. znanego w kraju z wyrobu ciastek i zamiłowania do hotelarstwa.
W ostatnią sobotę zwiedziliśmy razem z Mamą i naszą bandą te prawie- ruiny. Grzybów nie było, więc jakoś trzeba było inaczej zagospodarować czas w lesie ;) Do tej pory nie mogę uwierzyć, że można tak imponującą posiadłość doprowadzić do stanu ruiny. Nie rozumiem. Podobno pan G., po pożarze, który zniszczył jedno ze skrzydeł dworku próbował sprzedać posiadłość. Gdy to się nie udało pozostawił ją na pastwę czasu, lasu i niewyżytej młodzieży. To co zostało obejrzeliśmy sobie dokładnie i żal nam tyłki (za przeproszeniem) ścisnął, że nie mamy środków by to wykupić i zagospodarować jak się należy. Na terenie kompleksu o ogromnej powierzchni znajduje się dwuskrzydłowy, piętrowy dworek z wielkimi przestrzeniami, drewnianymi oknami, a raczej ramami bo szyby wytłuczono, staw, garaż o powierzchni większej niż nie jeden dom mieszkalny i kawał pięknego lasu. Do całości prowadzi droga z na w pół rozkradzionej kostki brukowej. Obraz nędzy i rozpaczy. Podczas gdy tyle ludzi nie ma gdzie mieszkać wielka posiadłość niszczeje od lat. Tyle pieniędzy poszło na marne. Gdzie jest sens pytam?? Skoro nie udało się sprzedać - nie można było przekazać terenu jakiejś rzetelnej fundacji na rzecz potrzebujących? Lepiej niech las i czas pochłonie niż komuś pomóc? Nawet w lesie napotkać można wyraz ludzkiej głupoty, próżności, pychy, zarozumialstwa, egoizmu i bezduszności. Absurd totalny. Szkoda, że nie mieliśmy przy sobie aparatu. Umieściłabym kilka fotek, żebyście zobaczyli o czym piszę. Jeśli nadarzy się jeszcze okazja - nadrobię to z pewnością.
W zamyśle dygresja miała mieć bardziej pozytywny wydźwięk i więcej wątków radosnych, ale emocje wzięły górę ;) Na tym zakończę na razie by się zbytnio nie nakręcać, a w niedługim czasie pozwolę sobie dokończyć dygresję jesienną. Mam nadzieję, że w bardziej optymistycznym i jesiennym duchu.

P.S. Gdy emocje trochę opadły zaczęłam szperać w sieci. Nie udało mi się jednak znaleźć nic na temat tego
       domu. Nie wiem więc do kogo tak naprawdę należy i niestety nadal nie wiem czemu tak niszczeje.
       Aż dziwne, nawet zdjęć żadnych. Czy to naprawdę nikogo nie obchodzi?
      Jak znajdę czas pogłębię poszukiwania z pewnością.

1 komentarz:

  1. Witaj, za fajny blog wystawiłam Nominację do Liebster Blog Award. Więcej szczegółów na moim blogu. Będzie mi miło jeśli przystąpisz do wspólnej zabawy. Zapraszam http://qchennekaprysy.blogspot.com/2014/03/nominacja-do-liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń

Każdy konstruktywny komentarz mile widziany