Za tydzień o tej porze będzie już po wszystkim. Będziemy pewnie padać na twarz po całym dniu wrażeń. Tymczasem przed nami tydzień przygotowań. Jako, że to pierwsza ważna, rzec można oficjalna impreza mojego Synka, jestem ogromnie przejęta. I dlatego moje wpisy będą krążyć prawdopodobnie tylko wokół tego wątku, za co z góry przepraszam - jeśli okaże się to nudne. Na szczęście można po prostu nie czytać ;) Chciałabym żeby wszystko się udało. I choć ten blog z założenia jest kulinarny to nie mam na myśli tylko jedzenia. Najpierw trzeba naszą trójkę sensownie ubrać. Od jutra będę biegać znów po sklepach i kompletować strój bohatera głównego. Na szczęście koncepcja już jest. Potem będę tworzyć listę zakupów spożywczych. Potem nakupimy jak zwykle za dużo. A potem przyrosnę do kuchni i tylko modlić się, żeby efekty tego wszystkiego pozytywne były.
Na szczęście nie tylko ja wpadłam w wir przygotowań. Każdy z najbliższych będzie miał swój wkład w to wydarzenie. Ten wpis jest pochwałą zaangażowania mojego Teścia, który może przypadkiem, może nie - akurat w tym (a raczej już zeszłym) tygodniu postanowił wykorzystać coraz mniej powszechne (wśród młodych szczególnie) umiejętności swoje i swojego brata. Dzięki temu na naszym "przyjątku" nie zabraknie typowo polskich przysmaków. Co ja tu będę dalej zanudzać... lepiej pokażę te pyszności:
|
Kiełbasa i kaszanka autorstwa mojego Teścia |
Od razu mówię, że przepisu nie będzie. Niektóre rzeczy trzeba po prostu zostawić fachowcom. W każdym razie w ramach dzisiejszego obiadu dokonaliśmy degustacji i mogę śmiało stwierdzić, że wysiłki nie poszły na marne, choć niestety Teść cały proces twórczy przypłacił solidnym przeziębieniem. Mam nadzieję, że do chrzcin Dziadek Maksia się wykuruje. Kaszanka lepsza była poprzednim razem, ale kiełbasa po prostu pierwsza klasa.
|
... tak się smakowicie na patelni grillowej wygrzewały |
A że oprócz dobrego smaku ważny jest klimat imprezy:
|
.... ;) |
Butelka, która zaplątała się w kiełbasę jeszcze nasz ślub pamięta. Jeśli tylko nie straciła mocy to o atmosferę nie musimy się bać, bo na weselu była świetna. Na szczęście ostała się jedna, więc pijaństwa nie będzie.
Ciąg dalszy niestety nastąpi :)
To urocze! Chrzciny to bardzo ważna sprawa w życiu takiego maluszka, wiadomo, ale jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak ważne jest dla Ciebie przygotowanie jedzenia z tej okazji :)
OdpowiedzUsuńJak synek ma na imię? Gorące uściski.
dariawkuchni.blogspot.com
Taka już jestem, że się wszystkim przejmuję. Czasem pewnie za bardzo. A już jeśli chodzi o Maksia to po prostu szał ;)Dzięki za ciepłe słowa. Pozdrawiam serdecznie
Usuń