I nie chodzi mi tylko o uroczystość w kościele. Cieszę się, że jednak porzuciliśmy z Mężem pomysł urządzenia chrzcin w restauracji i sami zorganizowaliśmy przyjęcie po mszy. Było, miło, kameralnie, rodzinnie i swobodnie. Nikt nas nie ograniczał, nie popędzał. Nie stał nad nami. Syn się zdrzemnął. Pobawił z rodzeństwem ciotecznym na domowej podłodze ;) A my jako Rodzice włożyliśmy nie tylko pieniążki, ale przede wszystkim własny wysiłek w przygotowanie jedzonka, stołu i całą logistykę.
Oczywiście każdy z rodziny miał swój wkład w imprezę: Babcie zrobiły pyszne ciasta i przekąski. Chrzestna - sernik na zimno. Chrzestny zamówił piękny tort, a jego Żona elegancko udekorowała stół. Dziadek narobił kiełbasy białej na barszcz. Mąż sumiennie realizował listy zakupowe i siekał co było do posiekania. A kiedy moi Panowie budowali razem klockowe wieże ja ugotowałam obiad. Szwagier fotografował w kościele. Chrześniak zajmował się w tym czasie księżniczką Emilią. I tak - wspólnymi siłami nadaliśmy temu wydarzeniu sens - niezapomniany smak i pozytywny klimat. Generalnie jestem z nas dumna;)
A czy było smacznie? Ocenicie sami bo zamierzam po kolei i systematycznie opisać co i w jaki sposób znalazło się na stole tej pięknej niedzieli :) Czego sama nie robiłam na pewno się przyznam, ale przepisy postaram się zdobyć ;) Ale to może jutro. Dziś poprzestanę na samej refleksji. Fajnie jest robić coś dla Syna. Fajnie jest być Mamą. I choć na razie, mówiąc prosto Syn ma to wszystko w nosie, to mam nadzieję, że gdy podrośnie, będzie wiedział, że może na nas wszystkich liczyć.
Słodki prezent od Taty Chrzestnego |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy konstruktywny komentarz mile widziany