Po jakże długiej przerwie w poprzedni weekend znów opanowało naszą kuchnię pizzowe szaleństwo. Troszkę pracy ale moc smaku. Mówcie co chcecie, a ja będę powtarzać przy każdej okazji - zamawiana pizza nie umywa się do takiej domowej. No chyba, zże taka z pieca zjadana na plaży prosto z pudełka lub na rybkach w Piorunowie.
Sezon plenerowy jednak jeszcze zdecydowanie przed nami, więc
wróćmy do wersji, że.....
nie ma jak to domowa pizzunia. Tym bardziej, że ostatki za pasem. Myślę, że to będzie bardzo dobra okazja do jej przyrządzenia.
Tym razem było tradycyjnie, bez żadnych nowych kompozycji, więc wrzucam tylko parę fotek, a po przepis na ciasto i nie tylko zapraszam do wcześniejszych wpisów pizzowych, których akurat u mnie nie mało 😏
nie ma jak to domowa pizzunia. Tym bardziej, że ostatki za pasem. Myślę, że to będzie bardzo dobra okazja do jej przyrządzenia.
Tym razem było tradycyjnie, bez żadnych nowych kompozycji, więc wrzucam tylko parę fotek, a po przepis na ciasto i nie tylko zapraszam do wcześniejszych wpisów pizzowych, których akurat u mnie nie mało 😏
Uśmiechnęłam się czytając ten post :) Zjadłam jednego pączka, żeby tradycji stało się za dość, ale jednak to nie są moje smaki. Zdecydowanie bardziej wolę dania wytrawne/słone/pikantne, a i dziś stwierdziłam, że zamiast góry pączków chcę pizzę. Często robię ją w domu, bo jeszcze nie trafiłam na kupną, która w pełni odpowiadałaby moim wymaganiom. Jedne są przerośnięte (a’la amerykańskie), inne oklapnięte i zbyt wilgotne. A przygotowywanie pizzy od podstaw to kulinarna frajda : )
OdpowiedzUsuńJa z kolei uśmiechnęłam się, czytając ten komentarz. Widzę że lubimy podobne smaki i mamy podobne podejście do kuchni ;) Dzięki za pozytywne słowa. Pozdrawiam
Usuń