sobota, 12 lipca 2014

Obiadowe wspomnienie o polędwiczce w miodzie i chili pieczonej

Szczerze mówiąc odkąd zaczęłam pracować nie mam weny twórczej w kuchni. Myślę, że to okres przystosowawczy i niedługo powróci moja pasja w tej kwestii, fakt jest faktem - na razie wcale i w ogóle nie chce mi się cudować przy garach. Jeść jednak trzeba. W tygodniu Mąż mnie zastępuje (do tej pory idzie mu to dobrze - lepiej niż myślałam, że będzie). Nadszedł jednak weekend i zaczyna się mój dyżur w kuchni. Mam mocne postanowienie pogotować, żeby chociaż na pierwsze dni tygodnia starczyło. Oto kolejny przepis na polędwiczkę - przygotowaną jeszcze za czasów lenistwa. Niewykluczone, że w ten weekend znów zawita do mojego menu.



Składniki:
  • 1 polędwiczka wieprzowa
  • 2 łyżki miodu (lub syropu z mniszka)
  • 1/2 łyżeczki octu ryżowego
  • łyżeczka oliwy
  • solidna szczypta płatków chili
  • sól, pieprz biały mielony




Przygotowanie:
Polędwiczkę nacieramy solą i białym pieprzem. Z miodu, oliwy, octu i chili robimy marynatę, którą smarujemy mięsko. Chowamy na noc do lodówki. Następnego dnia obsmażamy przez chwilkę z każdej strony. Przed pieczeniem smarujemy odrobiną musztardy francuskiej. Pieczemy w folii do 40 minut. Następnie kroimy na plastry. By polędwiczka była soczysta, nie sucha jaką lubi mój Mąż - wystarczy 25-30 minut. Podajemy z ulubionymi dodatkami - u mnie z ziemniaczkami, buraczkami i surówką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy konstruktywny komentarz mile widziany