Niestety mimo choroby jeść trzeba. Nieprzespana noc pozbawiła mnie jednak polotu i fantazji i siły kreacji. Trzeba było zrobić to co się da, co będzie smaczne szybkie i nie wymagające zachodu. Co to w mojej kuchni oznacza? Nieśmiertelna, niezastąpiona i nieoceniona pierś z kurczaka - a'la schabowy konkretnie. A do tego domowe frytki dla poprawy humoru, bo na pewno nie dla poprawy sylwetki ;)
Przepisu podawać nie będę bo nie znam osoby, która by go nie znała. Jedyne urozmaicenie, na które sobie pozwoliłam to zapieczenie kotleta z żołtym serem i startą pieczarką. Uwielbiam to połączenie. Bez fantazji, bez udziwnień, ale smacznie. Taki obiad w niedzielę też może być, a wykonaniu Męża to już w ogóle bajka ;)
A dla chorego Mężczyzny - nawet tak młodego jak Spinu, domowe frytki to jedno z najbardziej wykwintnych dań. Z resztą nie tylko dla chorego ;) i nie tylko dla mężczyzny - dla każdego łasucha po prostu. Dla mnie oczywiście też. A Niunio zanim do frytek przystąpił - zjadł drobiowo - warzywny rosołek dla kurażu.
No i tak ... po weekendzie. Oby i po chorobie jak najprędzej było bo ciężka jest dola małego Chorobździla i nas "Starych" na dyżurze też.
A tak chciałam wybrać się na grzybki, które uwielbiam zbierać, przyrządzać i jeść - :( (tylko nie obierać ;) Ech, może za parę dni kiedy choróbsko wypędzimy... http://muza.com.pl/product.php?id_product=1470
właśnie - najważniejsze jest to aby było smaczne bez udziwniania itd :) pozdrowienia dla schorowanego mężczyzny.
OdpowiedzUsuńUna vera bontà!!!!
OdpowiedzUsuńNie ma to jak tradycyjne żarełko :) łączę się w chorobie z młodym mężczyzną :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia w imieniu Młodego, który dochodzi już do siebie ;) Niestety, infekcję przekazał mi w prezencie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń