czwartek, 8 sierpnia 2013

Ryzyk - fizyk, czyli loteria w nadmorskich restauracjach na rzecz plażingu, a wszystko to w ramach nadmorskiej diety cud ;)

Wspominałam o naszej nadmorskiej diecie cud. Następnego dnia po opublikowaniu wpisu na jej temat przeczytałam na Onecie artykuł mówiący o straszliwych rzeczach jakie dokonują się w nadmorskich knajpach. Jak to oszukują ludzi i karmią odpadami. Generalnie na co dzień staram się jeść w sprawdzonych miejscach, czyli przede wszystkim w domu potrawy własnoręcznie przyrządzone. Jednak na wyjeździe jest to niewykonalne. Urlop spędzić na gotowaniu obiadków? O nie! Wolę zaryzykować niestrawność i się wyluzować niż tracić czas przy garach kiedy za rogiem morze szumi. Nie dajmy się zwariować. Wystarczy dobrze wybrać miejsce, w którym się je, poobserwować obsługę i cóż ... trzeba trochę zaryzykować. My wybraliśmy naszą letnią jadłodajnię na podstawie ilości gości. Poszliśmy tam, gdzie trzeba było stać w kolejce i czatować na miejsce siedzące. Wybór był udany. Nikt z nas nie zaliczył problemów żołądkowych, a nawet nasze najmłodsze Paszczaki zajadały się tamtejszymi frytkami. I nawet jeśli spożyliśmy wraz z nimi trochę starego oleju to było warto - dla walorów smakowych i swobody wypoczywania.


Żeby jednak nie wyjść na całkowitego leniwca i osobę wyluzowaną muszę przyznać, że nad morze pojechaliśmy z gigantyczną lodówką turystyczną wypełnioną jedzeniem. Znalazły się w niej - na obiad: dwa słoiki klopsów i leczo produkcji Teściowej, na śniadania: wędliny, serki, sery, paszteciki i konserwy no i oczywiście na zagrychę: rybki w occie produkcji Teścia i zeszłoroczne, marynowane grzybki naszej produkcji. Prawda jest taka, że wyjeżdżałam z determinacją do żywienia się w domu - zdrowego i taniego. Nie minął jeden dzień ... plażing, smażing i dobra pogoda, a moje nastawienie uległo diametralnej zmianie. Odechciało mi się tracić czas na coś co pochłania mnie na co dzień. W końcu od tego są wakacje - by zmienić styl życia choć na parę dni i nabrać dystansu do tego co się robi.

Ja chceeeeeee nad morze (to mój Mąż dopadł się do klawiatury i na skutek przegrzania komórek mózgowych wyraził swą nieprzerwaną od powrotu tęsknotę do Bałtyku) Postanowiłam nie usuwać tej samowolnej ingerencji w mą twórczość jako, że podzielam stanowisko w całej rozciągłości.
Tęsknię za morzem i stąd te moje refleksyjne rozpisywanie się o stylach i podejściach do wypoczywania :)

2 komentarze:

  1. Tak uroki bycia nad morzem.<3 Ja na to czekam. jeszcze tydzień i ja tam pojadę :D I zacznie się żywienie knajpowe, mam nadzieję, że i ja z rodzinką znajdziemy jakąś przyzwoitą "jadłodajnię" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj zazdroszczę, nawet tego knajpowego :) my w tym roku nie urlopujemy :) przeprowadzka i remont :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy konstruktywny komentarz mile widziany