Ostatnio byłam u Mamusi. Znowu miałyśmy chwilę dla siebie. Zgrabiłyśmy ostatek liści - rzutem na taśmę przed mrozem, który zawitał ⛄ Najadłyśmy się (delikatnie sprawę ujmując) baby ziemniaczanej, którą specjalnie dla nas Mama zrobiła. Obejrzałyśmy skoki zgodnie z tradycją. Pogadałyśmy. Razem pomilczałyśmy. A po trudach całego dnia i tygodnia - na wieczór moja kochana Rodzicielka ugościła mnie napojem wywodzącym się z medycyny Bliskiego Wschodu. Złote mleko to nic innego jak połączenie mleka (lub jego roślinnych odpowiedników) z przyprawami korzennymi. Po obżarstwie obiadowym - byłam sceptycznie nastawiona do pomysłu spożycia mleka ✨😂 ale Mama mnie przekonała. Poczytałam chwilę czy jest się czym zachwycać i jakie pozytywne działanie ma ten specyfik. Brzmi obiecująco, biorąc pod uwagę właściwości zdrowotne poszczególnych składników. Sprawdźcie sami.
Taki zwyczaj ma ostatnio moja Mama. W poszukiwaniu diety na niewydolność nerek przeczesuje internet, znajduje przepisy, które ją interesują i skrzętnie je notuje. W tym przypadku mogę nawet odesłać do autorki źródłowego przepisu. Agata Berry - pozdrawiam. Dużo zdrowia u Ciebie na stronie. Ja natomiast dzięki mamowemu tradycyjnemu postrzeganiu kolekcjonowania przepisów - nie muszę nawet nie fatygować się z kolejnym przepisywaniem📄:
O zdrowotnych właściwościach tego napoju - po jednym spożyciu powiem niewiele. Natomiast muszę przyznać, że po wypiciu filiżanki tego naparu - spało mi się przednio. Ponadto piękna barwa i korzenny zapach zagotowanych przypraw oraz pyszny: słodko-pikantny smak napoju wprawiają w cudowne, relaksujące otępienie. Było to bardzo miłe, kojące dla ciała i ducha zwieńczenie razem spędzonego czasu. Dla siebie Mama przygotowała wersję roślinną - z mlekiem kokosowym. Polecam. W obu wydaniach pycha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy konstruktywny komentarz mile widziany