piątek, 27 grudnia 2013

Na nowy początek słodko - gorzka refleksja o świętowaniu

Święta, święta i po świętach. Ogrom sprzątania, gotowania szykowania, chaos, zabieganie, brak czasu dla dziecka. Pośpiech. Potem obżarstwo na potęgę, upychanie się z nadmiarem wyprodukowanego jedzenia, zbędne kilogramy i wyzbycie z wszelkich sił. A na dobrą sprawę to dopiero po świętach wypadałoby się wziąć za sprzątanie ... Tak z mojej perspektywy wygląda świętowanie.



Gorzko, prawda? Zero patosu, rodzinnego ciepła i czasu na refleksję. Może dlatego tak gorzko u mnie, że pierwszy raz organizacja świąt spadła na mnie i Siostrę. Zabrakło mojej Mamy - Kuracjuszki i jej wieloletniego doświadczenia w organizacji świąt. Mama udała się na kilkutygodniowy turnus rehabilitacyjny do znanego na Mazowszu ośrodka leczniczego i stąd też moja nieobecność na blogu. Nie ulega wątpliwości i nie podlega dyskusji to, że mojej Mamie należy się ten wyjazd i odpoczynek. Po kilkutygodniowej opiece nad domem jednorodzinnym wiem już skąd u Niej te wszystkie zwyrodnienia. Ciężka praca, szczególnie jeśli dom ma swoje lata, nawyki, wymagania i humory ;) Jeśli dodać do tego ogrom pracy związanej z przygotowaniem Świąt i mój mieszczuchowato - blokowiskowy brak wprawy w ciężkiej orce fizycznej to wychodzi właśnie taki gorzki obrazek ;) Na tak negatywny wydźwięk tegorocznych świąt ma także wpływ wirus żołądkowy, który przewalił się przez ów dom w okresie świątecznym. Ja zaliczyłam go na trzy dni przed Wigilią po wysprzątaniu całej chałupy, a w trakcie mega - gotowania. Ostatnia zaliczyła go 16-miesięczna Emilka w pierwszy dzień świąt... Także tak... tegoroczne Święta były wyjątkowo męczące. Zabrakło czasu na prawdziwe rodzinne świętowanie. Może to nauczka na przyszłość? Żeby darować sobie przygotowanie jednej potrawy czy szczegółowe sprzątniecie wszystkich pomieszczeń na rzecz duchowej odnowy i czerpania energii z kontaktu z najbliższymi? A może morał z tego taki, że Mama jest niezastąpiona - ze swoim doświadczeniem, spokojem ducha i talentem organizatorskim, a mi do perfekcyjnej pani domu jeszcze baardzo daleko i lepiej się tak nie spinać w przyszłości? ;)
Nie wiem. Pewnie i jedno i drugie to prawda. Najważniejsze, że choć raz moją kochaną Mamusię ominęła ta orka. Teraz już wiem, że każde następne święta będziemy organizować na pół. Nie ma zostawiania wszystkiego na jej głowie i barkach. Za ciężka to praca

1 komentarz:

  1. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, moja Mama niemal stawała na głowie, żeby wszystko ogarnąć na Święta. Teraz, kiedy jestem w domu w tym okresie, staram się jej jak najbardziej pomóc, a i ona sama nieco odpuściła. W domu u siebie też nie szaleję - sprzątam, gotuję, ale bez nerwów i presji. Bo ważniejsza jest przyjemność ze Świąt, przebywanie z Rodziną, zabawa i śmiech niż mieszkanie lśniące sterylną czystością i stół uginający się od ciężaru jedzenia.

    Chociaż pewnie właśnie takie przykre doświadczenia są potrzebne, żeby to zrozumieć i czegoś się na przyszłość nauczyć...
    Życzę Ci, żeby kolejne Święta były przyjemniejsze :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy konstruktywny komentarz mile widziany