Jest takie miejsce gdzie ciągle wieje, jest takie miejsce, gdzie słońce do wody się śmieje. Jest taki zakątek, za który oddałbyś majątek. A chwile w nim spędzone nie powinny być tracone. Warto tam wylądować by pędzący czas choć trochę wyhamować.
Zgodnie z harmonogramem czas na krótką fotorelację z chrzcin Adasia i Wojtusia, następnych po Maksie, łobuzów z Palczewskiego rodu.No może najpierw należałoby opisać jeszcze konfiturę z czerwonej cebuli, którą przyrządziłam także u Mamy - w ten sam weekend co powstało ciasto i indyk. Ale pozwólcie, że zostawię sobie tę konfiturę na deser i stosowną chwilę.
Wracając do chrzcin wyjazdowych - to choć pogoda nas nie rozpieszczała trzeba przyznać, że Adaś i Wojtuś wkroczyli na drogę wiary w bardzo pięknej scenerii mazurskich pól i jezior, w gronie najbliższej rodziny. A sama uroczystość odbyła się w malutkiej, wiejskiej kapliczce, za sprawą przesympatycznego Księdza "dojeżdżającego". Była więc to esencja sakramentu, bez kościelnego blichtru i uroczystego zadęcia, a pełna serdecznego kontaktu z wiarą i bliskimi.

Żegnajcie Mazury, witaj Anglio... przybywamy, ciekawe czy tam nasze chwile wykorzystamy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy konstruktywny komentarz mile widziany