Konfitura - mus na zimę. Malina + antonówka + jeżyny

I znowu ja. Na dobry początek tygodnia. Na zbliżający się dobry koniec lata... Czy koniec lata może być w ogóle dobry??! 💚 Dla mnie nigdy. Słońce jest mi potrzebne do życia i szczęścia, więc łapie jego ostatnie "żywe" promienie. Łapię też każdą chwilę z Mamą choć patrzenie na Jej ból nie jest proste i muszę się tego nauczyć. Ale dość o negatywach. Musi być dobrze.🙏 Przesyłam więc przepis na słońce zamknięte w słoiku. Na zimę czy jesienną pluchę, do twarożku, deserów... mniam👌

Składniki:

• ok 200 g malin
• ok 200 g jeżyn
• 1 słoik 250 ml przesmażonych z żel-fixem antonówek
• kilka łyżek cukru - jeśli potrzeba

Przygotowanie:

Maliny i opłukane jeżyny gotujemy do miękkości, w miarę możliwości tak długo by zredukować ilość soku. Przecieramy przez drobne sitko by pozbyć się uciążliwych pesteczek. Mama dodała słoik tegorocznych antonówek przerabianych z żel-fixem i mieszanka wyszła turbo pyszna. Całość zagotowana i rozłożona do słoiczków, które się zamknęły bez pasteryzacji. Ponieważ do kwaśnych antonówek poszła wystarczająca ilość cukru całość była tylko odrobinę dosładzana.

Konsystencja? Coś między konfiturą a musem. Nie dodawałyśmy żadnych żelatyn, fixów i innych specyfików, gdyż ilości były totalnie na oko.

Maliny i jeżyny zebrała Mama tuż przed sobotnią burzą bo szkoda było, żeby je wytłukło. Owoce były mocno dojrzałe, ale też nasiąknięte wodą ze względu na ostatnie deszcze. Puściły więc dużo soku i proces redukcji był dość długotrwały, a został przerwany gdy owoce zaczęły się lekko przypalać. Cała produkcja była mocno spontaniczna, ale efekt smakowy przepyszny. Ręka mojej Mamy do przetworów.... bezcenna.

I tak jak po laparoskopii pomidory przerabiała, tak teraz, po pierwszej chemii malinowe pyszności zrobiła. Cała moja Mama. A ciągle narzeka, że przez swoje zdrowie nic nie robi... Pyszne mi nic.

Pełnia lata w słoiku po prostu.