sobota, 29 czerwca 2013
Mega jagodzianka, czyli drożdzowy leniwiec z polewą
Od jakiegoś czasu chodziło za mną coś domowo słodkiego. Ostatnie upały skutecznie odstraszały mnie jednak od piekarnika. Po co się dręczyć. Wystarczy, że w domu było jak w piekarniku, którego się nie da wyłączyć. Nawet Mężowi w imieniu Syna nic nie upiekłam na Dzień Taty (sam odwiódł mnie od uruchamiania piekarnika - żeby nie było, że wyrodna ze mnie matko-żona). Upały odpuściły, więc mogłam zadziałać. A przypadkową inspiracją stały się jagody od Teścia. Efekty działań przedstawię w przepisie na jagodziankę dla leniwych, którą zrobiłam wczoraj (właściwie to już przedwczoraj).
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Tatowy pomysł na obiad
Wczoraj świętowaliśmy Dzień Ojca. W naszej Rodzince wyszło to średnio. Przeziębiony Syncio zaserwował nam taką noc, że niedziela okazała się bardziej "dniem inwalidy umysłowego". Każdy rodzic małego szkraba wie co mam na myśli. Byliśmy niewyspani, podenerwowani i zmęczeni. Podsumowując - atmosfera siadła. I jeszcze ten upał. W domu niewyróba po prostu, a że Syn chory to na krótki spacer do wieczora trzeba było czekać jak już na dworze więcej powietrza będzie. Po kilku dniach gotowania w takie upały i dwóch nieprzespanych nocach z jęczącym Maluchem na rękach wena mi się skończyła. Jedyne co, to poprzedniego dnia mięso zamarynowałam. Synowi przyrządziłam nieśmiertelnego Hamleta. Ale na "wykończenie" naszego obiadu zabrakło sił i pomysłów. I wtedy do akcji wkroczył On - mój Mąż, Tata mojego Syna ;) W kilka minut przyrządził nam przepyszne danie. Oto przepis:
sobota, 22 czerwca 2013
Bo kiełbaska lubi pływać, czyli wypasiony biały barszczyk
Choć przy panujących obecnie tropikach wpis ten będzie nie na miejscu, czuję się zobowiązana dokończyć wątek chrzcin mojego Synka. Bidulek przeziębiony od wczoraj jest. W taki upał... Noc ciekawa nam się szykuje. Dlatego piszę teraz, bo wieczorem z Synem jestem umówiona. I muszę się poskarżyć, że Panowie mi nic a nic nie pomagają się skoncentrować. Ich szaleństwa i stojące, rozgrzane powietrze wprost nie pozwalają zebrać myśli. Ale nic, najwyżej później będę poprawiać błędy.
Wracając do tematu - żeby nie było, że gości tylko kremem pomidorowym uraczyłam opiszę dziś drugą zupę, którą przygotowałam dla rodziny. Oto przepis na barszczyk biały, jedną z moich ulubionych zup (może niekoniecznie przy takiej temperaturze:). Ten na chrzciny ugotowałam na białej kiełbasie produkcji Teścia. Moim skromnym zdaniem - dobry był.
Wracając do tematu - żeby nie było, że gości tylko kremem pomidorowym uraczyłam opiszę dziś drugą zupę, którą przygotowałam dla rodziny. Oto przepis na barszczyk biały, jedną z moich ulubionych zup (może niekoniecznie przy takiej temperaturze:). Ten na chrzciny ugotowałam na białej kiełbasie produkcji Teścia. Moim skromnym zdaniem - dobry był.
środa, 19 czerwca 2013
Prawie do nieba, czyli pomidorowy krem chrzcinowy
Na chwilę obecną postanowiłam darować sobie opisywanie przystawek, których ja nie robiłam. Kiedy samodzielnie je wykonam - wtedy się nimi pochwalę. W końcu ten blog to historia moich dokonań kulinarnych ;) Przedstawiam za to przepis na niezwykle prostą zupę - krem z pomidorów. Przygotowałam ją na chrzciny Maksa i wszystkim, którzy się skusili smakowała. Jej zrobienie zajmuje niewiele czasu, wymaga niewyszukanych składników, a mimo to efekt "ŁaŁ" jest. Zresztą wypróbujcie i oceńcie sami:
wtorek, 18 czerwca 2013
Diabeł wypędzony...
Tak... Chrzciny Syna stały się faktem dokonanym. Jestem szczęśliwa. Wisiało to nad nami niczym niedopełniony obowiązek. Teraz jestem spokojna. Syn ma otwartą drogę. Do następnego sakramentu też Go przygotujemy. A potem to już sam będzie wybierał w co chce wierzyć. W każdym razie nie wnikając głębiej w subtelną, niezbadaną materię zagadnień wiary czuję, że spełniliśmy swój rodzicielski obowiązek.
I nie chodzi mi tylko o uroczystość w kościele. Cieszę się, że jednak porzuciliśmy z Mężem pomysł urządzenia chrzcin w restauracji i sami zorganizowaliśmy przyjęcie po mszy. Było, miło, kameralnie, rodzinnie i swobodnie. Nikt nas nie ograniczał, nie popędzał. Nie stał nad nami. Syn się zdrzemnął. Pobawił z rodzeństwem ciotecznym na domowej podłodze ;) A my jako Rodzice włożyliśmy nie tylko pieniążki, ale przede wszystkim własny wysiłek w przygotowanie jedzonka, stołu i całą logistykę.
Oczywiście każdy z rodziny miał swój wkład w imprezę: Babcie zrobiły pyszne ciasta i przekąski. Chrzestna - sernik na zimno. Chrzestny zamówił piękny tort, a jego Żona elegancko udekorowała stół. Dziadek narobił kiełbasy białej na barszcz. Mąż sumiennie realizował listy zakupowe i siekał co było do posiekania. A kiedy moi Panowie budowali razem klockowe wieże ja ugotowałam obiad. Szwagier fotografował w kościele. Chrześniak zajmował się w tym czasie księżniczką Emilią. I tak - wspólnymi siłami nadaliśmy temu wydarzeniu sens - niezapomniany smak i pozytywny klimat. Generalnie jestem z nas dumna;)
A czy było smacznie? Ocenicie sami bo zamierzam po kolei i systematycznie opisać co i w jaki sposób znalazło się na stole tej pięknej niedzieli :) Czego sama nie robiłam na pewno się przyznam, ale przepisy postaram się zdobyć ;) Ale to może jutro. Dziś poprzestanę na samej refleksji. Fajnie jest robić coś dla Syna. Fajnie jest być Mamą. I choć na razie, mówiąc prosto Syn ma to wszystko w nosie, to mam nadzieję, że gdy podrośnie, będzie wiedział, że może na nas wszystkich liczyć.
I nie chodzi mi tylko o uroczystość w kościele. Cieszę się, że jednak porzuciliśmy z Mężem pomysł urządzenia chrzcin w restauracji i sami zorganizowaliśmy przyjęcie po mszy. Było, miło, kameralnie, rodzinnie i swobodnie. Nikt nas nie ograniczał, nie popędzał. Nie stał nad nami. Syn się zdrzemnął. Pobawił z rodzeństwem ciotecznym na domowej podłodze ;) A my jako Rodzice włożyliśmy nie tylko pieniążki, ale przede wszystkim własny wysiłek w przygotowanie jedzonka, stołu i całą logistykę.
Oczywiście każdy z rodziny miał swój wkład w imprezę: Babcie zrobiły pyszne ciasta i przekąski. Chrzestna - sernik na zimno. Chrzestny zamówił piękny tort, a jego Żona elegancko udekorowała stół. Dziadek narobił kiełbasy białej na barszcz. Mąż sumiennie realizował listy zakupowe i siekał co było do posiekania. A kiedy moi Panowie budowali razem klockowe wieże ja ugotowałam obiad. Szwagier fotografował w kościele. Chrześniak zajmował się w tym czasie księżniczką Emilią. I tak - wspólnymi siłami nadaliśmy temu wydarzeniu sens - niezapomniany smak i pozytywny klimat. Generalnie jestem z nas dumna;)
A czy było smacznie? Ocenicie sami bo zamierzam po kolei i systematycznie opisać co i w jaki sposób znalazło się na stole tej pięknej niedzieli :) Czego sama nie robiłam na pewno się przyznam, ale przepisy postaram się zdobyć ;) Ale to może jutro. Dziś poprzestanę na samej refleksji. Fajnie jest robić coś dla Syna. Fajnie jest być Mamą. I choć na razie, mówiąc prosto Syn ma to wszystko w nosie, to mam nadzieję, że gdy podrośnie, będzie wiedział, że może na nas wszystkich liczyć.
Słodki prezent od Taty Chrzestnego |
sobota, 15 czerwca 2013
Tortilki raz-dwa, czyli pomysł na błyskawiczny obiad dla dwojga
Przygotowań do chrzcin ciąg dalszy. Zakupy, marynowanie mięsa, spotkanie organizacyjne z księdzem. Istne szaleństwo. W głowie milion myśli co jeszcze trzeba załatwić. W takich okolicznościach przyrody przygotowanie pełnotłustego obiadu nie wchodzi w grę. No chyba, że dla syna - dla niego zawsze. Ale nie o tym mowa. Dzisiejszy obiad dla nas dwojga przygotował mój mąż w przerwie mojej działalności kuchennej, kiedy mięso było zamarynowane, a pulpeciki dla Syncia wstawione. Zajęło mu to chwilę - 30 minut max. Inspiracją był osiedlowy kebab, który podczas ostatnich zakupów podrażnił nasze nozdrza. A, że ostatnio wolę gotować w domu, żeby wiedzieć co jem...pomysł na szybki obiad gotowy.
Efekt obłędny. I wszystko byłoby super gdyby nie ...moje łakomstwo. Następnym razem muszę sobie "dać po łapach" zanim sięgnę po drugą tortilkę.
A o to przepis na to cudo:
Efekt obłędny. I wszystko byłoby super gdyby nie ...moje łakomstwo. Następnym razem muszę sobie "dać po łapach" zanim sięgnę po drugą tortilkę.
A o to przepis na to cudo:
czwartek, 13 czerwca 2013
Zapiekanka z porem z powrotem w akcji, czyli nieśmiertelny kurak powraca
Dziś (a właściwie to już wczoraj) w myśl zasady - sprawnie, tanio i szybko przygotowałam na obiad zapiekankę z pora, o której pisałam na samym początku swojej blogowej działalności. Oczywiście nie mam zamiaru powtarzać przepisu. Wiadomo, na walory dania wszystkie składniki mają wpływ. Tym razem zapiekanka wyszła po prostu znakomicie dlatego postanowiłam o niej ponownie wspomnieć. Oto przygotowania w formie obrazkowej :) Jeśli kogoś urzekną zdjęcia - zapraszam do lektury wpisu z dnia 23 maja w poszukiwaniu szczegółów.
wtorek, 11 czerwca 2013
Kurak pomidorowo - musztardowy
Do chrzcin pozostało 5 dni. Zbieram kulinarny zapał na sobotnie gotowanie, więc obiady w tym tygodniu są ... cóż tu dużo mówić nudne, pospolite, a przede wszystkim proste i szybkie. Czyli ... znowu kurczak ;) Cóż ja poradzę, że zawsze można znaleźć go w moim w zamrażalniku, a jeśli nie to w pobliskich, osiedlowych delikatesach. Kiedy w domu brak pomysłu i produktów na obiad - nie ma wyjścia. Trzeba wskrzesić nieśmiertelnego kuraka. Tym razem postanowiłam go zamarynować w musztardzie i upiec z suszonymi pomidorami.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Makaronowy Hamlet, czyli jajko z warzywami
Choć świr przygotowań do chrzcin w pełni (przynajmniej w mojej głowie), kochanego Syna nakarmić trzeba. Przedstawiam pomysł na danie, które nie wymaga: umiejętności kulinarnych, zasobnej lodówki, czasu ani wymyślnych produktów, a mimo to bogate w wartości odżywcze jest.
Danie powstało z przypadku (w mojej kuchni nastąpił brak wyżej wymienionych czynników), a reakcja mojego Syncia sprawiła, że od tej pory raz w tygodniu je przygotowuję. Maksio jest w stanie pochłonąć każdą ilość. Kiedyś mój mąż go nim karmił i był po prostu w szoku ile nasze 20 miesięczne dziecko może zjeść.
Zanim przejdę do przepisu słowo wyjaśnienia co ma Hamlet do tego: brat mojego Męża uwielbiał jak mama przyrządzała mu omlety, które nazywał hamletami. Tę historię słyszałam wielokrotnie, więc kiedy wbiłam pierwszy raz jajko na patelnię makaronu, tak mi się skojarzyło i tak już zostało.
Danie powstało z przypadku (w mojej kuchni nastąpił brak wyżej wymienionych czynników), a reakcja mojego Syncia sprawiła, że od tej pory raz w tygodniu je przygotowuję. Maksio jest w stanie pochłonąć każdą ilość. Kiedyś mój mąż go nim karmił i był po prostu w szoku ile nasze 20 miesięczne dziecko może zjeść.
Zanim przejdę do przepisu słowo wyjaśnienia co ma Hamlet do tego: brat mojego Męża uwielbiał jak mama przyrządzała mu omlety, które nazywał hamletami. Tę historię słyszałam wielokrotnie, więc kiedy wbiłam pierwszy raz jajko na patelnię makaronu, tak mi się skojarzyło i tak już zostało.
niedziela, 9 czerwca 2013
Kiełbasiana imprezka, czyli do chrzcin Maksia przygotowań ciąg dalszy
Za tydzień o tej porze będzie już po wszystkim. Będziemy pewnie padać na twarz po całym dniu wrażeń. Tymczasem przed nami tydzień przygotowań. Jako, że to pierwsza ważna, rzec można oficjalna impreza mojego Synka, jestem ogromnie przejęta. I dlatego moje wpisy będą krążyć prawdopodobnie tylko wokół tego wątku, za co z góry przepraszam - jeśli okaże się to nudne. Na szczęście można po prostu nie czytać ;) Chciałabym żeby wszystko się udało. I choć ten blog z założenia jest kulinarny to nie mam na myśli tylko jedzenia. Najpierw trzeba naszą trójkę sensownie ubrać. Od jutra będę biegać znów po sklepach i kompletować strój bohatera głównego. Na szczęście koncepcja już jest. Potem będę tworzyć listę zakupów spożywczych. Potem nakupimy jak zwykle za dużo. A potem przyrosnę do kuchni i tylko modlić się, żeby efekty tego wszystkiego pozytywne były.
Polędwiczka w polewie śmietanowo - grzybowej
Za tydzień chrzciny mojego Synka. Zeszło nam się z różnych powodów. Najpierw finanse, potem przesądy (nasza Chrzestna się zaraziła macierzyństwem i musieliśmy czekać na Emilkę, żeby podawanie do chrztu jej zdrowia nie odebrało). Strasznie to głupie, no ale niechby się coś stało to przecież sobie nie wybaczysz. Zabobony są niestety wszechobecne.
No w każdym razie przyszła wiosna i w końcu się zmobilizowaliśmy. Początkowo mieliśmy plan zorganizować obiad w knajpie jako, że warunków lokalowych na przyjęcie zdecydowanie nie posiadamy. Menu już ustalone, zaliczka przygotowana, a tu na dwa tygodnie przed terminem zmiana planów - chrzciny organizujemy u Chrzestnego co by się nie zrujnować finansowo. No i tu zaczyna się historia właściwa, czyli czym uraczyć gości. To pytanie niemal sen z powiek mi spędza. Kombinuję, wymyślam, próbuję. Chodzi o to, żeby smacznie i ciekawie było, a w dniu chrzcin już niewiele się robiło. Danie, które przygotowałam na dzisiejszy obiad jest właśnie taką próbą. I sama nie wiem co o nim myśleć. Mi bardzo smakowało, ale czy rodzince podpasuje? Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Mąż też nie pomógł - zdania nie wyraził, więc dalej jestem w rozterce, a czas mija nieubłaganie. W końcu się odgrzewanym "devolaillem" skończy i tyle. Panika mnie ogarnia. Dobrze. Wyżaliłam się. Teraz pora na przepis.
No w każdym razie przyszła wiosna i w końcu się zmobilizowaliśmy. Początkowo mieliśmy plan zorganizować obiad w knajpie jako, że warunków lokalowych na przyjęcie zdecydowanie nie posiadamy. Menu już ustalone, zaliczka przygotowana, a tu na dwa tygodnie przed terminem zmiana planów - chrzciny organizujemy u Chrzestnego co by się nie zrujnować finansowo. No i tu zaczyna się historia właściwa, czyli czym uraczyć gości. To pytanie niemal sen z powiek mi spędza. Kombinuję, wymyślam, próbuję. Chodzi o to, żeby smacznie i ciekawie było, a w dniu chrzcin już niewiele się robiło. Danie, które przygotowałam na dzisiejszy obiad jest właśnie taką próbą. I sama nie wiem co o nim myśleć. Mi bardzo smakowało, ale czy rodzince podpasuje? Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Mąż też nie pomógł - zdania nie wyraził, więc dalej jestem w rozterce, a czas mija nieubłaganie. W końcu się odgrzewanym "devolaillem" skończy i tyle. Panika mnie ogarnia. Dobrze. Wyżaliłam się. Teraz pora na przepis.
piątek, 7 czerwca 2013
Łosoś cytrynowy, czyli piątkowy obiad Maksia
Postanowiłam w imieniu mojego dwudziestomiesięcznego syncia pochwalić się jego dzisiejszym obiadkiem. Jest to w naszym menu danie - pewniak. Maksio od zawsze uwielbiał łososia. Najpierw pochłaniał "słoiczkowego", potem sama gotowałam rybkę w pomidorach z warzywami. Kiedy skończył rok postanowiłam przyrządzić mu tę rybkę tak jak ja lubię - pieczoną z koprem i cytryną. Przygotowanie tego dania zajmuje w sumie pół godziny, a dziecko w atrakcyjnej formie otrzymuje bogactwo witamin i substancji odżywczych właściwych rybie.
czwartek, 6 czerwca 2013
Zmarnowany schabik z grilla, czyli mięsko z marynaty
Refleksja na dziś? W nawiązaniu do poprzedniego posta: szczęśliwy, czy też nie - każdy normalny człowiek jeść musi. Czyli? Czasem po prostu zamiast mieć refleksje - trzeba działać. Trzeba ugotować, trzeba zjeść ...a jak się nabrudziło to i pozmywać trzeba.
A więc (tak, tak - od "a więc" też się zdania nie zaczyna) zamiast analizować dalej, przedstawiam przepis na proste, smaczne danie - taki kulinarny "must have" każdego mięsożercy.
A więc (tak, tak - od "a więc" też się zdania nie zaczyna) zamiast analizować dalej, przedstawiam przepis na proste, smaczne danie - taki kulinarny "must have" każdego mięsożercy.
wtorek, 4 czerwca 2013
El Dorado po mojemu, czyli grillowana Dorada w cytrynie
Przepis na szczęście? Kto go wymyśli? Kto już go ma? Ten kto ma więcej niż jeden, ten jest prawdziwym szczęściarzem. Kiedy w życiu harmonia i spokój. Kiedy Syn zdrowy i grzeczny, a Mąż w domu ciałem i duchem - to jest mój przepis na szczęście. Kiedy wszystkie składniki - te materialne i duchowe już są, można zacząć gotować. Bo tylko w szczęśliwej kuchni powstaną smaczne dania, nieprawdaż?
Towarzyszący Bożemu Ciału długi weekend był właśnie takim moim El Dorado i chyba nie tylko moim, skoro Mąż zrobił mi pyszny obiad. Zakupiliśmy w Lidlu Doradę "po taniości". To morska ryba o bielutkim, smacznym, rozpływającym się w ustach mięsie. Gdyby nie duża ilość ości byłaby idealna ;)
Towarzyszący Bożemu Ciału długi weekend był właśnie takim moim El Dorado i chyba nie tylko moim, skoro Mąż zrobił mi pyszny obiad. Zakupiliśmy w Lidlu Doradę "po taniości". To morska ryba o bielutkim, smacznym, rozpływającym się w ustach mięsie. Gdyby nie duża ilość ości byłaby idealna ;)
Dorady po kąpieli ;) |
sobota, 1 czerwca 2013
Chatka Baby Jagi na słodki Dzień Dziecka
Dziś Dzień Dziecka. Świętuje go prawie każdy z nas - ze swoimi dziećmi, chrześniakami... generalnie z kim się da. Bo (ups ... nie zaczyna się zdania od bo) każdy z nas chce poczuć się dzieckiem choć przez chwilę nawet jeśli oddech trzydziestki na karku - jak to jest w moim przypadku. Aby przypomnieć sobie smak swojego dzieciństwa postanowiłam wskrzesić przepis na Chatkę Baby Jagi - prosty deser, który po wielu, wielu latach powrócił do moich łask i sprawia radość mi oraz moim najbliższym.
Pewnie ile domów tyle nazw dla tego ciasta bez pieczenia. Na przykład w rodzinnym domu mojego Męża był to "Domek". Jak zwał, tak zwał - w każdym razie pracy niewiele, a wrażenie smakowe wspaniałe. No i ten sentyment do dawnych lat...
Pewnie ile domów tyle nazw dla tego ciasta bez pieczenia. Na przykład w rodzinnym domu mojego Męża był to "Domek". Jak zwał, tak zwał - w każdym razie pracy niewiele, a wrażenie smakowe wspaniałe. No i ten sentyment do dawnych lat...
Subskrybuj:
Posty (Atom)