Jestem świeżo po urlopie. Nigdzie nie wyjechałam i w świetle dzisiejszego potwierdzenia i uściślenia diagnozy nie żałuję tego ani nawet w najmniejszym stopniu. Całe dwa tygodnie spędziłam z rodziną u Mamy. Najpierw w roli stróża jak była w szpitalu, a potem w roli towarzystwa do końca urlopu. Żałuję natomiast każdej chwili, w której się do niej nie uśmiechałam czy nie rozmawiałam z nią o czymś przyjemnym.
Mama jak to Mama - tydzień po wyjściu ze szpitala przerobiła 5 kg pomidorów w pyszny przecier. Na szczęście pomidory przydźwigał Mąż - ale reszta należy do niej.
Ja twierdzę, że będzie to doskonałe uzupełnienie elektrolitów po chemii, która ją czeka. Mama twierdzi, że pomidory będą na zupę dla Wnuczków... 😢