piątek, 26 lipca 2013

Borówka utopiona w galaretce na owocowego jogurtu aksamicie, czyli sernik na zimno dla osłody rozstania

W sobotę wyjeżdżam nad morze na zasłużony wypoczynek. Będą to pierwsze wakacje ze Spinsonem. W zeszłym roku jakoś nam się nie złożyło migrować w celach rekreacyjnych dalej niż do mojej Mamy na RODOS ;) Jest pierwsza w nocy. Właśnie przed chwilą skończyliśmy z Mężem trasę opracowywać. Już czuję ten dreszczyk emocji, rządzę przygody i chęć przemierzania polskich szos.... No z tym ostatnim to już mnie wybitnie poniosło. Pewnie ładnych parę godzin spędzimy w podróży, a że upały idą podobno to się przez ten czas elegancko zakonserwujemy niczym szynka w puszce. Reńka (auto Mamy, którym jedziemy) nie posiada klimatyzacji i opcji teleportacji też niestety nie. Oczywiście nie narzekam - dobrze, że jest. A tak naprawdę to na razie nie odczuwam nic poza potrzebą silnej koncentracji, żeby nic nie zapomnieć spakować - szczególnie dla Niunia. Już bym chciała mieć etap pakowania za sobą. Już jechać bym chciała. No dobra, już bym chciała się smażyć na plaży .
Wyjazd wiąże się również z przerwą w moim "blogersowaniu" jak ja to nazywam. Szczerze mi będzie tego brakowało. Szczerze? Pewnie nie będzie mi niczego brakowało jak już zaznamy naszą bandą uroków plażowania. Choć na chwilę obecną to trochę mi żal bo już się przyzwyczaiłam do tych moich wieczorków z pisaniem. Ale, ale, ale... jak mówi mądre przysłowie - co się odwlecze to nie uciecze, a tymczasem stwierdziłam, że najlepiej zawiesić swą działalność na słodkim akcencie. W związku z tym przedstawiam przepis na sernik na zimno, który kilka dni temu przygotowałam z jogurtu owocowego

czwartek, 25 lipca 2013

Marzenie o Toskanii, czyli pizza, pizza, pizzunia na super prostym cieście!

Uwielbiam pizzę. Od zawsze. Pewnie z resztą każdy uwielbia ją od zawsze i na zawsze. Chrupiące ciasto z aromatycznymi dodatkami na ciągnącym się serze. Genialne w swojej prostocie. Mmm... na samo hasło pizza robię się głodna. Wprawdzie najprościej złapać za telefon i zamówić z wypróbowanej pizzerii, ale po co? Jej wykonanie nie zajmuje wiele czasu i nie wymaga specjalnych przygotowań, a przynajmniej ma się pewność co się pochłania. Odkąd posiadłam tajemną wiedzę przygotowywania ciasta na pizzę ta zamawiana nie smakuje mi już tak bardzo. Kilka dni temu (w sobotę przed wypadem na RODOS) złapaliśmy z Mężem smaka na pizzę. W portfelach delikatnie mówiąc susza, więc zamawianie nie wchodziło w grę. Za to w lodówce podstawowe produkty obecne, zapas mąki i drożdży też ...
Cóż, pobiegliśmy z Synkiem do sklepu po pieczarki i czosnek, którego zbrakło. I do dzieła. Przygotowaliśmy na szybko dwie pizze. Tak zwaną "standardową" i nową kompozycję - naszą wariację na temat smaków Toskanii, w której nie mieliśmy jeszcze okazji być.

środa, 24 lipca 2013

Weekendowy wypad na RODOS z domowym pasztetem w tle

Wszechobecny błękit nieba i zieleń trawnika. Ogród pełen słońca, pachnących, wielokolorowych kwiatów. Leniwe brzęczenie muchy, pająk dyndający na pajęczynie i sznureczki mrówek wytyczające nowe ścieżki. Tak to jest na RODOS, czyli w Rodzinnym Ogródku Działkowym Ogrodzonym Siatką należącym do Babci Heni i Mamy Hani ;)
Jest to przede wszystkim ogród Babci, bo to Ona z Dziadkiem nadali mu pierwotny kształt. Jednak od kilku, a może kilkunastu lat to moja Mama o niego dba, nadaje mu kolor i zapach nowoczesności. Po prostu sielanka. Tak samo w domu. Jego sercem jest kuchnia. Tak było w poprzednim domu Dziadków, w którym się wychowała moja Mama, a my spędzałyśmy ferie, wakacje i weekendy. I tak samo jest w tym domu, w którym mieszkałam w czasach liceum i podczas studiów. Tu się rozmawia, gotuje, szykuje imprezy rodzinne, a w ciche wieczory przesiaduje przy gazecie i herbatce. Za oknem świerk jak dąb, który zasadził Dziadek. Pamiętam jaki był kiedyś malutki. Na Boże narodzenie można było bez żadnego sprzętu zarzucić na niego kolorowe lampki, a teraz ... w lecie światło słoneczne przesłania, a w zimie sikorki w jego rozłożystych gałęziach harcują.

poniedziałek, 22 lipca 2013

A na deser szarlotka z wiśniowego sadu, czyli słodkich chwil u Mamy czar

Wczoraj wieczorem wróciliśmy z weekendowego pobytu u mojej Mamy. Czasem robimy Jej naloty całą naszą bandą. Aktualny stan i skład naszej bandy to: ja, Mąż i Spinu oraz moja Siostra z Mężem, synem (a naszym chrześniakiem) Bartkiem i Emilką, o których wspominałam już wcześniej. W sumie siedem osób. Dwie z nich są bardzo młodociane i od niedawna są w naszej bandzie, ale odkąd się pojawiły zawirował nasz świat. A kiedy najeżdżamy naszą kochaną Mamo-Babcio-Teściową to delikatnie mówiąc jej świat też mocno wiruje. W sensie jest głośno, panuje harmider, chaos komunikacyjny i ogólny nieporządek (żeby nie użyć mocno mocniejszego słowa), a na dodatek niewiele da się z tym zrobić. Mimo to, Mama zawsze wita nas "z honorami". Jak ją w porę ostrzeżemy, że nadciągamy to Kochana lata za przeproszeniem jak przysłowiowy kot z pęcherzem, żeby nas ugościć. Sprząta, pościel wietrzy, żeby słońcem pachniała. Zakupy taszczy, a potem przez cały nasz pobyt gotuje, piecze, sieka, doprawia - żeby nic nikomu nie zabrakło. Za każdym razem prosimy ją po sto razy, żeby nic nie szykowała, żeby się nie męczyła. I za każdym razem każdego dnia pobytu mamy dwudaniowy obiad z deserem.
Tym razem na deser Mama upiekła nam pyszną szarlotkę wiśniową. To jedno z naszych ulubionych ciast w ostatnim czasie. Teraz Mama przygotowała je ze świeżymi owocami, ale równie dobrze smakuje z dodatkiem konfitur. Wprawdzie drzewka w ogrodzie Mamy już ogołocone, ale na targu wiśnie jeszcze są ;) Tym razem podczas produkcji ciasta towarzyszyłam Mamie z aparatem fotograficznym. Przedstawiam ilustrowany przepis na przepyszne niby-kruche ciasto ze świeżymi jabłkami i wiśniami.


piątek, 19 lipca 2013

Zbite się zawinęły, czyli serowe roladki z indyka

Filet z indyka, który rozmroziłam na bitki był ogromny. Prawie dwa kilo. Na same bitki to o wiele za wiele. Mimo, że wyszły przepyszne to ze względu na ilość by nam się przejadły, delikatnie mówiąc. I tak jutro będzie trzeci obiad "bitkowy". Nikt wprawdzie nie narzeka. A wręcz przeciwnie - Mąż dalej chwali, a Syn wyjada nam z talerza ;).  Jednak aby uchronić nas od czwartego podejścia i związanej z tym nudy kulinarnej z części kotlecików postanowiłam przygotować roladki.


czwartek, 18 lipca 2013

Kolorowe bitki z indyka Siostry Ewy, czyli super smaczny obiad na dłużej

Wczoraj wybraliśmy się z Chrześniakiem do kina. Bartek z wyróżnieniem skończył pierwszą klasę podstawówki, a tak się złożyło, że Mąż wygrał bilety na film animowany ;)  ... no więc nasz mały Syncio powędrował do Dziadków a my zrobiliśmy sobie wycieczkę jak za dawnych lat. Jejciu jak ja rzadko ruszam się gdzieś bez Syna. Pół dnia zanim wyjechaliśmy przeżywałam jak głupia, czy wszystko będzie ok. A potem... cudownie mi się oglądało bajkę i zajadało popcorn. Morał tej matczynej dygresji taki, że dla zdrowia psychicznego mamy i dziecka czasem trzeba się rozdzielić. Z pewnością nikt na tym nie ucierpi, a tylko zyska.
Moja faza na gotowanie ostatnio zabiera mi za dużo czasu. Czasu, który mogłabym poświęcić Maksiowi. Choć z drugiej strony tak sobie myślę, że i tak nie mało czasu z nim spędzam ;) A moja pasja do gotowania choć przyprawia mnie o wyrzuty sumienia daje też wiele satysfakcji mi i moim konsumentom. Tak samo z resztą jest z tą moją blogową pisaniną. Od zawsze, czyli od podstawówki uwielbiałam pisać wypracowania, eseje czy rozprawki. Właściwie to tak się teraz zastanawiam czemu ja psychologię ukończyłam, a nie dziennikarstwo czy literaturę. Na szczęście w końcu znalazłam sposób by dać upust swoim niespełnionym ambicjom pisarskim ;). Jakiś natłok przemyśleń mam w głowie od tej wycieczki ;) ... widać, że w domu się zakisiłam. Oj widać.


Wracając do kwestii kulinarnych dziś na obiad zrobiłam bitki z piersi indyka z przepisu mojej siostry. Już jakiś czas temu wspominała mi o tym przepisie i o tym, że jej Panowie są nim zachwyceni. Nadeszła chwila by wypróbować tę recepturę. Tym bardziej, że chciałam mieć obiad na dwa dni, żeby móc więcej czasu poświecić Synkowi. Cudownie się złożyło bo w zamrażalniku miałam duży filet z indyka... Oto moja interpretacja:


wtorek, 16 lipca 2013

Orzeźwiający kisiel wieloowocowy domowej produkcji.

Sezon owocowy w końcu rozkwita. Przez tę długą zimę chwilami miałam wrażenie, że już nigdy nie nastąpią ciepłe dni, pełne słodkich smaków. Ale na szczęście nastał ten czas. Ogrody pełne aromatycznych sezonowych przysmaków: wiśni, porzeczek, agrestu, malin. Czereśnie i truskawki niestety już się kończą. Kilka dni temu postanowiłam wykorzystać to, że udało mi się kupić truskawki w przystępnej cenie i jeszcze dobrym stanie, a Teściowie przekazali nam mieszankę kompotową (porzeczki czerwone, borówki, maliny). Przygotowałam orzeźwiający kisiel owocowy. Ten prosty przepis mojej Mamy pozwala w kilka minut utrwalić świeży aromat owoców w orzeźwiająco lekkiej konsystencji kisielu.


poniedziałek, 15 lipca 2013

Żeberka pieczone w syropie z mniszka lekarskiego

W tygodniu staram się mieć w miarę zaplanowane menu - optymalnie wykorzystujące zawartość lodówki, w myśl zasady, "żeby się nic nie zmarnowało". A kiedy Mąż ma drugą zmianę to gotowanie w ogóle ogranicza się do zup i obiadów Maksia. Mąż ma zapewniony posiłek w pracy, a mnie jednej niewiele potrzeba. Dopiero wraz z pierwszą zmianą Męża nadchodzi czas kiedy warto coś konkretnego ugotować. A weekend to już w ogóle eksplozja pomysłów i smaków w mojej kuchni... . Przynajmniej staram się, żeby tak było, bo wiadomo, że czasem nie jedzenie jest najważniejsze. Szczególnie w lato, kiedy na dworze przyjemnie i ciekawie. W ten weekend udało mi się pogodzić obie przyjemności, czyli spędzanie czasu na wolnym powietrzu i gotowanie. Na weekendowy obiad przyrządziłam żeberka w słodko pikantnej marynacie z miodowego syropu z mlecza.


piątek, 12 lipca 2013

Ryżowo - owsiane ciasteczka z odzysku, czyli drugie życie kleiku ryżowego

Jak wspominałam wcześniej kleik ryżowy nie uzyskał aprobaty mojego Męża. Ten z natury mięsożerny Gatunek wolał suchą bułkę wcinać, a kleik zaległ w lodówce. Już myślałam, że z lodówki powędruje prosto do kosza, gdy podczas spaceru z Synem olśniło mnie. Z resztą dzięki małej Emilce, która ostatnio ma apetyt na wafle ryżowe, szczególnie na spacerach, a tak się składa, że często razem spacerujemy. Pomyślałam sobie, że zrobię z kleiku oszczędne ciasteczka ryżowe. Oszczędne dlatego, że postanowiłam dodać do nich jak najmniej produktów, żeby w razie porażki za wiele nie "umoczyć". Oto mój pomysł na reinkarnację ;)

Ciastko z Myszą i orzeźwiającym kisielem wieloowocowym

środa, 10 lipca 2013

Smaczne kadry, czyli pomysł na małe przyjęcie chrzcinowe w fotograficznym skrócie

Na koniec wspomnień z chrzcin Maksymiliana postanowiłam zamieścić skromną galerię zdjęć, które powstały przy produkcji i serwowaniu dań przygotowanych dla gości naszego Spin-Dżitsu. Znalazły się w niej główne aspekty kulinarne tamtego dnia. Potrawy, które przygotowałam na pewno jeszcze nie raz pojawią się na naszym stole.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Półwytrawny sos jabłkowo - borówkowy do pieczonych polędwiczek, czyli wspomnień o jedzeniu ciąg dalszy

Aby do końca dać upust swym kulinarnym marzeniom wspominam dalej ... Drugim z sosów do mięs jakie, zaserwowałam gościom Maksymiliana był sos jabłkowo - borówkowy. Ponieważ były to gorące dni, a sos borowikowy z poprzedniego wpisu jest dość ciężki postanowiłam, że drugi sos będzie leciutki. Bez mąki, śmietany i wszelkich ulepszaczy. Przegląd lodówki okazał się pomocny. Znalazłam zachomikowaną wytrawną konfiturę z leśnych borówek zebranych i przesmażonych przez mojego Tatę. I już pomysł gotowy.

sobota, 6 lipca 2013

Sos borowikowo - ziołowy do mięsiwa z chrzcin

W związku z tym, że w moim domu od kilku dni, a konkretnie od wystąpienia wspominanej już mężowej alergii jedzenie jest tematem tabu, a menu jest raczej skromne i dietetyczne, zebrało mi się na wspominki. Przecież nie będę przyrządzać aromatycznych, mocno przyprawionych dań na jakie mam właśnie ochotę kiedy mój Mąż powinien zachować lekkostrawną, pozbawioną alergenów dietę. To było by nieetyczne. Pozostało mi więc wymyślanie przepisów na przyszłość i wspominanie przepisów z przeszłości. W sumie dobrze się stało bo obiecywałam sobie, że umieszczę na blogu całe menu z chrzcin. Czas mija, chrzciny przeszły do historii, a jeśli chodzi o wpisy - opisy, do tej pory na zupach się skończyło. Otóż proszę sobie wyobrazić, że przygotowałam dla gości także drugie danie ;)
Były to pieczone polędwiczki wieprzowe z marynaty, na które przepis znajdziesz tu. Aby każdy z gości miał szansę odnaleźć swoje smaki do mięsa przygotowałam dwa różne sosy, a trzeci powstał bez mojej pomocy podczas pieczenia. Oto przepis na sos borowikowo - ziołowy, który doskonale nadaje się do różnego rodzaju mięs pieczonych.


czwartek, 4 lipca 2013

Kleik ryżowy, czyly "pościk" dietetyczny ;)

Wpis ten dedykuję Mężowi, którego w ten poniedziałek, w sposób gwałtowny i brutalny dopadła ostra alergia. Nie wiemy do końca co ją wywołało, ale oboje mocno się przestraszyliśmy. Skończyło się zastrzykiem odczulającym, tabletkami otumaniającymi ;) i o zgrozo ... lekarskim zaleceniem diety kleikowo - sucharkowej przez cały wtorek. To był ciężki dzień dla nas wszystkich. Wierzcie mi, głodny Mąż z bolącą głową nie jest łatwym współtowarzyszem. W każdym razie cała ta sytuacja sprawiła, że pierwszy raz samodzielnie przygotowałam kleik ryżowy. I teraz w razie jakichś kłopotów z Maksiowym brzuszkiem (tfu tfu tfu) wiem, że będę w stanie go wyżywić ;)


wtorek, 2 lipca 2013

Ogniste skrzydełka, czyli piekielnie prosty obiad

Któregoś dnia w zeszłym tygodniu, podczas spaceru z Synem zakupiłam skrzydełka z kurczaka. Potem, kiedy wróciłam do domu zaczęłam się zastanawiać co właściwie z nimi zrobić. Obiad w domu był. Mąż miał drugą zmianę w pracy, czyli domowa pora obiadowa go omijała. Wszystko to nie zmienia faktu, że zakupione skrzydełka trzeba było zagospodarować. Przejrzałam więc zawartość lodówki oraz szuflady z przyprawami w poszukiwaniu pomysłu na odczarowanie (a może lepiej zaczarowanie) kurczaka. W oko wpadł mi koncentrat pomidorowy i już pomysł gotowy ;)
Oto przepis na ostre skrzydełka w pomidorowej paście chili: