niedziela, 9 czerwca 2013

Polędwiczka w polewie śmietanowo - grzybowej

Za tydzień chrzciny mojego Synka. Zeszło nam się z różnych powodów. Najpierw finanse, potem przesądy (nasza Chrzestna się zaraziła macierzyństwem i musieliśmy czekać na Emilkę, żeby podawanie do chrztu jej zdrowia nie odebrało). Strasznie to głupie, no ale niechby się coś stało to przecież sobie nie wybaczysz. Zabobony są niestety wszechobecne.
No w każdym razie przyszła wiosna i w końcu się zmobilizowaliśmy. Początkowo mieliśmy plan zorganizować obiad w knajpie jako, że warunków lokalowych na przyjęcie zdecydowanie nie posiadamy. Menu już ustalone, zaliczka przygotowana, a tu na dwa tygodnie przed terminem zmiana planów - chrzciny organizujemy u Chrzestnego co by się nie zrujnować finansowo. No i tu zaczyna się historia właściwa, czyli czym uraczyć gości. To pytanie niemal sen z powiek mi spędza. Kombinuję, wymyślam, próbuję. Chodzi o to, żeby smacznie i ciekawie było, a w dniu chrzcin już niewiele się robiło. Danie, które przygotowałam na dzisiejszy obiad jest właśnie taką próbą. I sama nie wiem co o nim myśleć. Mi bardzo smakowało, ale czy rodzince podpasuje? Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Mąż też nie pomógł - zdania nie wyraził, więc dalej jestem w rozterce, a czas mija nieubłaganie. W końcu się odgrzewanym "devolaillem" skończy i tyle. Panika mnie ogarnia. Dobrze. Wyżaliłam się. Teraz pora na przepis.

Składniki (na 3 średnio żarłoczne osoby):
  • 1 polędwiczka wieprzowa średniej wielkości
  • 1 łyżka oleju roślinnego
  • 1 łyżka ciemnego sosu sojowego Tao Tao
  • 1 łyżeczka oliwy z oliwek
  • 1/2 łyżeczki octu winnego 
  • 1 ząbek czosnku
  • sól, pieprz
  • tymianek, rozmaryn
  • płatki chili 
    Zioła do marynaty
Składniki na sos:
  • spora garść suszonych grzybów
  • 100 ml gęstej śmietany 18%
  • 1 drobiowa kostka rosołowa
  •  woda
  • 1 łyżka sosu sojowo - grzybowego Tao - Tao
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 czubata łyżka drobniutko posiekanej cebuli
  • mąka do zagęszczenia
    Grzybki z zeszłorocznych zbiorów
Przygotowanie:
Umyte mięso marynuję w ten sposób jak "zmarnowany schabik" (post z 6 czerwca) przez całą noc. Zamarynowaną polędwiczkę obsmażam króciutko z obu stron na patelni,  a następnie piekę w temperaturze nie wyższej niż 180 stopni przez maksymalnie 40-45 minut.

Polędwiczka zamarynowana ...
... migiem obsmażona...
...  piecze się ...
... i gotowa!
Przygotowanie sosu:
Suszone grzyby zalałam wrzątkiem i na jakieś 3 godzinki odstawiłam do namoczenia. Następnie obgotowałam je w tej samej (tylko przecedzonej) wodzie, do której dodałam kostkę rosołową i sos sojowy. Czas gotowania zależy od tego jakie grzyby wolimy - chrupiące czy miękkie. Ja lubię lekko chrupiące, więc gotowałam ok. 20 minut, a kiedy ostygły, Mąż je drobniutko posiekał. Pozostało dodać delikatnie obsmażone na maśle posiekaną cebulę i przetarty czosnek i ponownie zagotować. Zagęściłam mąką, zabieliłam lekko osoloną śmietaną i gotowe.

Polędwiczkę podałam z kluskami łyżką kładzionymi o których produkcji wspomnę przy innej okazji, gdyż na chrzciny i tak bym ich nie zrobiła.
Kuchnia po mojemu
Tytułowa polędwiczka w polewie ;)
No i? Nadaje się na chrzciny czy nie nadaje? Oto jest pytanie!

Smacznego rozważania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy konstruktywny komentarz mile widziany