Wyjazd wiąże się również z przerwą w moim "blogersowaniu" jak ja to nazywam. Szczerze mi będzie tego brakowało. Szczerze? Pewnie nie będzie mi niczego brakowało jak już zaznamy naszą bandą uroków plażowania. Choć na chwilę obecną to trochę mi żal bo już się przyzwyczaiłam do tych moich wieczorków z pisaniem. Ale, ale, ale... jak mówi mądre przysłowie - co się odwlecze to nie uciecze, a tymczasem stwierdziłam, że najlepiej zawiesić swą działalność na słodkim akcencie. W związku z tym przedstawiam przepis na sernik na zimno, który kilka dni temu przygotowałam z jogurtu owocowego
- 460 ml jogurtu owocowego (ja użyłam brzoskwiniowo - waniliowego)
- 1 małe opakowanie serka homogenizowanego waniliowego
- 1 żółtko
- 1/4 kostki masła
- 1 cukier waniliowy
- galaretka wiśniowa
- 1/2 opakowania galaretki cytrynowej
- 3-4 łyżeczki żelatyny spożywczej
- kilka borówek
- 1 banan
Jogurt i serek zmiksowałam z żółtkiem i miękkim masłem. Dodałam cukier waniliowy.
W 1/2 kubka zagotowanej wody rozpuściłam żelatynę i galaretkę cytrynową. Należy zawiesinę porządnie rozmieszać i odstawić do wystudzenia. Zimną, ale nie tężejącą mieszankę wlałam do jogurtu i zmiksowałam na jednolitą masę. Na ok. 30 minut wstawiłam do lodówki by zgęstniała. Galaretkę wiśniowa rozpuściłam w 450 ml wody i odstawiłam do wystudzenia.
Tymczasem na dno naczynia wyłożyłam dla odmiany kaszę mannę ugotowaną na bardzo, bardzo gęsto z mlekiem i łyżką kakao. Zawsze układam biszkopty, ale po prostu mi ich zbrakło. I tu zainspirowała mnie lektura literatury fachowej. Na tak przygotowany spód naczynia przelałam lekko zgęstniałą masę jogurtową. Dlaczego do naczynia, żaroodpornego? Ładnie wygląda, a poza tym sernik nie przechodzi metalicznym smakiem tortownicy.
Na wierzch wyłożyłam borówki i pokrojonego banana. Zalałam odrobiną zimnej galaretki i wstawiłam do lodówki by tężejąc unieruchomiła owoce.
Kiedy to nastąpiło wlałam resztę galaretki i gotowe. No prawie. Po 3 - 4 godzinkach cierpliwego oczekiwania schłodzony w lodówce sernik był gotowy. Niestety nie udało mi się go uchwycić w stanie nienaruszonym.
No cóż, myślę, że dla smakoszy ten widok nie wymaga komentarza. Dla mojego Męża na pewno. Nie ma większego amatora sernika na zimno niż on.
Ja tymczasem łapię drzemkę, a od rana rzucam się w wir przygotowań, pakowania i wyjazdowej gorączki. A potem już tylko złapać wiatr w żagle, wsłuchać się w szum fal, chwytać słońca żar i słodycz leniuchowania na gorącym piasku uprawiać.
Miłego plażowania. :D I jak najmniej dziur w drodze :D
OdpowiedzUsuńmniam mniam! coś mamy sezon na serniki! miłego wypoczynku;))))Pozdrawiam i zapraszam do siebie MK Gotuje i MK Czytuje xxx
OdpowiedzUsuń