No w każdym razie przyszła wiosna i w końcu się zmobilizowaliśmy. Początkowo mieliśmy plan zorganizować obiad w knajpie jako, że warunków lokalowych na przyjęcie zdecydowanie nie posiadamy. Menu już ustalone, zaliczka przygotowana, a tu na dwa tygodnie przed terminem zmiana planów - chrzciny organizujemy u Chrzestnego co by się nie zrujnować finansowo. No i tu zaczyna się historia właściwa, czyli czym uraczyć gości. To pytanie niemal sen z powiek mi spędza. Kombinuję, wymyślam, próbuję. Chodzi o to, żeby smacznie i ciekawie było, a w dniu chrzcin już niewiele się robiło. Danie, które przygotowałam na dzisiejszy obiad jest właśnie taką próbą. I sama nie wiem co o nim myśleć. Mi bardzo smakowało, ale czy rodzince podpasuje? Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Mąż też nie pomógł - zdania nie wyraził, więc dalej jestem w rozterce, a czas mija nieubłaganie. W końcu się odgrzewanym "devolaillem" skończy i tyle. Panika mnie ogarnia. Dobrze. Wyżaliłam się. Teraz pora na przepis.
Składniki (na 3 średnio żarłoczne osoby):
- 1 polędwiczka wieprzowa średniej wielkości
- 1 łyżka oleju roślinnego
- 1 łyżka ciemnego sosu sojowego Tao Tao
- 1 łyżeczka oliwy z oliwek
- 1/2 łyżeczki octu winnego
- 1 ząbek czosnku
- sól, pieprz
- tymianek, rozmaryn
- płatki chili
Zioła do marynaty
- spora garść suszonych grzybów
- 100 ml gęstej śmietany 18%
- 1 drobiowa kostka rosołowa
- woda
- 1 łyżka sosu sojowo - grzybowego Tao - Tao
- 1 ząbek czosnku
- 1 czubata łyżka drobniutko posiekanej cebuli
- mąka do zagęszczenia
Grzybki z zeszłorocznych zbiorów
Umyte mięso marynuję w ten sposób jak "zmarnowany schabik" (post z 6 czerwca) przez całą noc. Zamarynowaną polędwiczkę obsmażam króciutko z obu stron na patelni, a następnie piekę w temperaturze nie wyższej niż 180 stopni przez maksymalnie 40-45 minut.
Polędwiczka zamarynowana ... |
... migiem obsmażona... |
... piecze się ... |
... i gotowa! |
Suszone grzyby zalałam wrzątkiem i na jakieś 3 godzinki odstawiłam do namoczenia. Następnie obgotowałam je w tej samej (tylko przecedzonej) wodzie, do której dodałam kostkę rosołową i sos sojowy. Czas gotowania zależy od tego jakie grzyby wolimy - chrupiące czy miękkie. Ja lubię lekko chrupiące, więc gotowałam ok. 20 minut, a kiedy ostygły, Mąż je drobniutko posiekał. Pozostało dodać delikatnie obsmażone na maśle posiekaną cebulę i przetarty czosnek i ponownie zagotować. Zagęściłam mąką, zabieliłam lekko osoloną śmietaną i gotowe.
Tytułowa polędwiczka w polewie ;) |
Smacznego rozważania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy konstruktywny komentarz mile widziany