piątek, 4 września 2015

Dietetyczne mega-roladki schabowe dla Teściowej. Odświętny obiad po cięciu brzucha ;)

W naszej Rodzinie nastał gorący okres okazji. Aktualny kalendarz niemal każdego dnia przypomina o czyimś święcie. Worek okazji rozsypał się 24 sierpnia wraz z imieninami  chrześniaka Bartka. A potem po kolei: 27 sierpnia urodziny Teścia i narodziny nowego mężczyzny w rodzie - Wojtusia, 30 sierpnia urodziny Teściowej i siostrzenicy Emilki w pakiecie. 1 września - imieniny Teścia, 21 września - imieniny szwagra Mateusza i 29 września - imieniny mojego M. No po prostu zatrzęsienie ;)
A tymczasem przejdę do sedna, czyli do tego jak ugościliśmy się wspólnymi siłami z okazji "pierwszego rzutu" tych okazji ;) Oto mój pomysł na obiad dedykowany:



Składniki:
  • 4 plastry schabu środkowego
  • 1/2 marchewki
  • 3 suszone pomidory
  • 1/2 cebuli czerwonej
  • plaster żółtego sera (opcjonalnie)
  • 4-5 wiórków masła
  • sól, pieprz
Przygotowanie: 
Schab rozbijamy na bardzo cienkie kotlety.
U mnie po rozklepaniu wyszły ogromne - dlatego
tytułowe roladki są mega. Solimy i pieprzymy. Roladki na zrobienie czekały w lodówce do dnia następnego wraz z całą stertą kotletów ;). Roladki powstały z myślą o Teściowej - obecnie dochodzącej do siebie po zabiegu chirurgicznym. Zalecenie: dieta lekkostrawna. Ale przecież z okazji urodzin wstyd robić ryżankę. Pieczone roladki wydały mi się dobrym rozwiązaniem, choć i tak trochę się bałam czy to już czas na takie potrawy. Pozostało wybrać jeszcze nadzienie odpowiednie dla brzucha "po cięciu".  Padło na marchewkę, suszone pomidory, które Teściowa lubi, masło i odrobinę cebuli, bez której roladek sobie nie wyobrażam.
Przygotowane do nadzienia produkty wystarczy ułożyć na mięsku, a potem ścisło zawinąć i dla pewności zabezpieczyć wykałaczkami przed rozpadnięciem. Roladki po podlaniu wodą piekły się w rękawie foliowym przez ok 1 h 15 minut. Potem były przełożone na i podgrzewane już na miejscu w naczyniu żaroodpornym pod przykryciem.
Dla Teścia i nas zrobiłam klasyczne schabowe. Oczywiście miał być schab karkowy ale kupił się środkowy ;)  Jako, że Teść nie lubi suchych mięs trzeba było dosztukować sosik, który by pasował do kotletów. Choć M. od początku doradzał mi
mój sprawdzony czosnkowy, to ja chciałam być mądrzejsza i zrobiłam słodko - kwaśny. Niestety coś nie wyszło i szczerze mówiąc był obrzydliwy. Zapasy domowe uratowały sytuację i powstał na szybko wspomniany sos czosnkowy.
Takie to były perypetie obiadowe w zeszły weekend. Na szczęście wszystko się udało i chyba wszystkim smakowało. Maksiowi na pewno bo aż się przejadł, co u niego wydawałoby się nie możliwe.
Wszystkim, których wymieniłam na początku wpisu (mam nadzieję, ze nikogo nie przeoczyłam;) - życzę raz jeszcze wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że naprawdę smakowało i polecam się na przyszłość.
Oryginalne zdjęcia odzyskane - tj. powstały nowe przy ponawianiu receptury - tym razem dla moich chłopaków ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy konstruktywny komentarz mile widziany