Kilka lat temu na naszym osiedlu para młodych imigrantów otworzyła knajpkę ze swoją ojczystą kuchnią. Od tamtej pory odwiedzaliśmy ich regularnie z moim ówczesnym Narzeczonym, a obecnie Mężem ;) Z resztą nie tylko my się poznaliśmy na tym niepozornym lokalu. Właściwie od samego początku klientów było mnóstwo. Często braliśmy dania na wynos by zjeść w bardziej spokojnej atmosferze. Kiedy przeprowadziliśmy się trochę dalej od lokalu siłą rzeczy przestaliśmy być tak częstymi klientami. Zamawianie telefoniczne bywało ciężkie i bezcelowe - nie zawsze udawało nam się "dogadać" i otrzymać dokładnie to zamówienie, o które nam chodziło. Choć muszę przyznać, że Ci młodzi ludzie doskonale się zaaklimatyzowali w naszej małomiasteczkowej społeczności i coraz lepiej językiem polskim władają.
Wracając do kwestii potraw z ich menu. Są obłędne. Porcje niemałe. Idealnie ugotowany ryż i przepyszne - zawsze świeże sosy - chili i słodko - kwaśny.
Jedno z moich ulubionych przysłów kulinarnych mówi - potrzeba matką wynalazku. Któregoś dnia postanowiłam sama przyrządzić nam chińczyka. Od tamtej pory co jakiś czas otrzymuję zamówienie od Męża. Tak było i tym razem. Już od tygodnia słyszałam, że chce się Panu chińszczyzny. Tylko te upały. Nie miałam siły i chęci spędzić dwóch godzin w kuchni. Jako, że zapowiadali ochłodzenie na weekend - zobowiązałam się urządzić mojemu Mężczyźnie niedzielną ucztę.
Syncio po wyprawie na samoloty padł, a ja udałam się do kuchni. Postanowiłam dla każdego coś miłego przygotować. Mężowi jego ulubiony ciemny sos, sobie też jeden z ulubionych - czosnkowy, a dla Niunia neutralny - warzywny. Oto przepis na moją, spolszczoną wersję ulubionych chińskich dań:
Składniki (na trzy sosy):
- opakowanie mrożonych warzyw chińskich (w wersji dla ambitnych - warzywa świeże posiekane w paski)
- kilka różyczek kalafiora mrożonego
- parę strąków fasolki szparagowej żółtej
- kilka strąków mrożonej fasoli zielonej typu mamut i groszek zielony
- 1/2 małej cebuli
- 2 małe ząbki czosnku
- 3 kostki bulionu (1 warzywna, 1 wołowa, 1 drobiowa)
- ok. dwa litry wody
- odrobina masła
- sos sojowo - grzybowy
- sos sojowy ciemny
- sos słodki chili
- imbir suchy otarty
- chili w płatkach
- kiszona papryczka chili
- mąka do zagęszczenia
Warzywa przysmażam lekko na maśle. W tym samym czasie nastawiłam w trzech garnkach (dopasowanych rozmiarowo do potrzeb konsumujących) wodę do zagotowania. Wrzuciłam kostki rosołowe - również dbając o zachowanie proporcji.
Kiedy buliony już bulgotały - rozłożyłam proporcjonalnie po garnkach podsmażone warzywa. Do zmięknięcia potrzeba warzywom około 10 minut gotowania.W tym czasie można się zająć doprawianiem sosów. Dla Syncia jedynie lekko zaciągnęłam sos mąką, żeby zgęstniał.
Mój sos to prościzna - do gotujących się warzyw wtarłam dwa małe ząbki czosnku, odrobinę imbiru oraz wrzuciłam te same ostre specyfiki.
Kiedy warzywa były miękkie wystarczyło zagęścić sosy mąką i gotowe. Niestety nie doszłam jeszcze jak w naszej knajpce przygotowują pyszną, chrupiącą panierkę do mięsa - dlatego mojego chińczyka podaję z typowo polskim kotletem "schabowym" z piersi kurczaka ;) Tyle tylko, że do przyprawienia mięsa oprócz soli i pieprzu używam sproszkowanego kokosa, żeby nadać mu delikatny smak egzotyki.
Mój Mąż jest zachwycony - ja z resztą też. Teraz kiedy tylko złapiemy smaka zaczynamy działać w kuchni i w pełni udomowiony chińczyk gotowy. Pyszota. Doskonale komponuje się z ryżem i surówką z białej kapusty. Sos słodki chili dopełnia smak potrawy. Maksiowi też bardzo smakowało mimo, że jego sos był najmniej chiński z wszystkich trzech, które tym razem przygotowałam.
Ciao è un piacere fare la tua conoscenza , molto interessante il tuo blog, ricco di deliziose ricette come questi originali spaghetti. Buona serata Daniela.
OdpowiedzUsuń