Powodów jest kilka. Moje przeziębienie i w związku z tym (brakiem smaku) tradycyjne obiady, które przygotowałam na weekend. Od strony kuchni nie ma więc czym się chwalić. Mogę się natomiast pochwalić sprawną organizacją weekendową. W domu porządek (bez przesady oczywiście), obiady zaplanowane do połowy tygodnia (również dzięki pierogom Teściowej), a za nami słoneczne popołudnie w lesie z pieczoną kiełbasą i namiastką grzybobrania w pakiecie.
Mimo niedogodności związanych z przeziębieniem warto było się wybrać. W lesie ciepło, głośno od śpiewu ptaków i .... sucho niestety.
Może gdybyśmy wybrali się z rana - po grzyby, a nie tak jak to my, po południu czyli na niby-grzyby to zbiory byłyby bardziej okazałe. Jednak jako, że w tygodniu codziennie wstaje rano do pracy to w weekend, szczególnie taki chorobowy należy mi się trochę więcej snu i późny spacer jest w pełni uzasadniony. To tyle na razie. Przydałoby się w końcu coś ugotować, żeby kulinarny charakter bloga zachować. Wiem, wiem. Pomyśle nad tym.
A na niedzielny obiad tradycyjny kurczak w musztardzie francuskiej - mniam |
Ciekawy post ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
__________
truskawkowa-fiesta.blogspot.com