I znowu znikam. A właściwie to już od soboty mnie nie ma. Dzięki ustawieniu takiego cuda jak automatyczna publikacja udało mi się "wypchnąć" wpisy, które czekały by ujrzeć światło dzienne. A teraz jeszcze pochwalę się zdalnie pożegnalną kolacją ze śniadaniem, które zaserwował nam Mąż przed wyjazdem. Na kolację podano mi i Synuszakowi fantastyczne zapiekanki na wiejskim chlebie, z aromatyczną surową, wędzoną szynką mozzarellą, suszonym pomidorem i ziołami.
A na śniadanio w dniu wyjazdu dostałam najlepszą jajecznicę na świecie, czyli taką, którą robi mój Mąż. Esencja smaku zamknięta w ascetycznej, tradycyjnej formie.
Mniam. Będę za tym tęsknić dopóki do nas nie dobije.
A teraz niechaj znowu zapanuje cisza w mojej kuchni :( Koniec zaplanowanych publikacji. Następny wpis dopiero jak wrócę.
Całe zamieszanie na rzecz mojej ukochanej Kuracjuszki oczywiście. Tym razem Jej wywczas sanatoryjny zagnał mnie z powrotem na łono domu rodzinnego, gdzie pewnie właśnie hasam po ogrodzie z Synuszakiem ;)
Cóż, pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia po moim powrocie.
Uuu Kochana taki mąż to skarb. Postarał się ;)
OdpowiedzUsuń