Zaraz, zaraz ... złapię oddech, a jako, że zajrzałam tu tylko na chwilę to pozostawię słodki ślad swych odwiedzin i po prostu opiszę pleśniaka, którego robiłam przedwczoraj pierwszy raz - na próbę przed świętami. A z resztą tematów i przemyśleń uporam się na spokojnie jak już wrócę na dobre.
Składniki:
- 250 gram miękkiej margaryny
- 3 szklanki mąki pszennej
- 1 szklanka cukru
- 4 jaja
- 1 łyżka kakao
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- dżem owocowy (u mnie śliwkowy)
Oddzielam żółtka od białek. Białka ubijam na sztywno wraz z cukrem. Żółtka zagniatam na ciasto z miękką margaryną, mąką i proszkiem do pieczenia. Dzielę na trzy średnio-równe ;) części. Największą ścieram na tarce do wyłożonej papierem kwadratowej formy. Lekko ugniatam palcami. Smaruję równomiernie i dość grubo ulubionym dżemem (dobrze komponują się powidła śliwkowe lub dżem wiśniowy). Średnią część zagniatam z łyżką kakao i ścieram na dżem. Już nie ugniatam. Na ciemne ciasto wykładam pianę z białek i ścieram na nią pozostałą część ciasta jasnego. Wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 40-50 minut - tak by nie przypalić piany.
Ciasto banalnie proste a pyszne po prostu. Przepis oczywiście mamowy, ale przyswojony chyba z opakowania od proszku do pieczenia ;) Wypróbowany - robię pleśniaka na święta i Wam też gorąco polecam. Jedyny z nim problem jest taki, że ciasto zagniata się koszmarnie. Szczególnie po dodaniu kakao. Aby ułatwić sobie sprawę można do wyrabiania ciemnej części dodać łyżeczkę jogurtu naturalnego lub śmietany. Będzie się lepiej kleiło, a dodatkowo nabierze delikatnej puszystości.
Ech... no i znikam z powrotem na moją wołomińską tułaczkę, ale wrócę i opowiem po kolei co i jak u mnie. Miło było zajrzeć, napisać kilka słodkich słów i przekonać się, że moje przepisy nadal przydają się w Waszych kuchniach ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy konstruktywny komentarz mile widziany