Koniec świata. Tak długiej przerwy to jeszcze nie miałam. Tak dawno mnie tu nie było, że szok. Ale co poradzić. Samo życie. Urodziny Synka, potem jego choróbsko, potem moje choróbsko i zaraz Babci choróbsko, delegacja Siostry, Chrześniak w tygodniowej gościnie w naszym małym M....i tak się bez przerwy toczy historia, chwili wytchnienia nie daje. A jak daje to na pewno nie po to, żeby przed kompem zasiadać i pisać o jedzeniu ;). Już nie wspomnę o tym, że mój żołądek się zestarzał (bo oczywiście przecież nie ja) i nie toleruje kulinarnych wymysłów - nawet z surowymi warzywami ma problem. I tak moja kulinarna przygoda zaczęła kuleć na poważnie.
Chociaż jestem Wam, a przede wszystkim sobie winna co najmniej jednego "wpisa" - tort urodzinowy mojego Synka. Obiecuję że w najbliższym czasie z nim tu zawitam ponownie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy konstruktywny komentarz mile widziany