piątek, 30 sierpnia 2013

Błyskawiczne ciasto z owocami na weekendowy deser - ze śliwkami, a bez masła ;)

I już piątek. Tydzień za tygodniem mija. Czas pędzi nieubłaganie. Lato powoli ustępuje miejsca jesieni. Niestety. Z wielu powodów niestety: dni coraz krótsze, ranki i wieczory chłodniejsze i tylko apetyt coraz większy. Niestety tak mam, że jak się tylko chłodniej robi to od razu jeść bardziej mi się chce. Mój organizm chyba myśli, że zima nadchodzi i zapasy musi zgromadzić :) - zamiast czerpać z tych co już mam. W dobie "cywilizacji siedzącej" to straszna pomyłka ewolucji jest. Ech, no cóż do następnego lata schudnę ... na pewno (!!!) A tymczasem wczoraj bezstresowo poddałam się swoim zachciankom i ze spaceru z Maksiem wróciłam z planem zrobienia ciasta. W niedzielę przywieźliśmy od Mamy śliwki. Syncio w ostatnich dniach nie może ich jeść z wiadomych względów, więc, żeby się zbytnio nie uleżały trzeba było je zagospodarować. Inspiracji poszukałam w internecie - chodziło mi o przepis, do którego nie będą potrzebne dwie cenne wartości, których nie należy trwonić: czas i pieniądze ;) Znalazłam szybciutko. Jak tylko przeczytałam wiedziałam, że to ciasto dla mnie.


czwartek, 29 sierpnia 2013

Kolejny super prosty pomysł na smakowity, piątkowy obiad, czyli pietruszkowy łosoś pieczony w pomidorach

Jak już pisałam mój Synek uwielbia łososia. Zajada się nim odkąd tylko ryby wzbogaciły jego dietę. Staram się wykorzystywać jego smaki i dość często podawać mu ryby - jako bogactwo witamin, minerałów i bezcennych dla pracy układów krążenia oraz nerwowego, kwasów Omega - 3. Któregoś dnia w zeszłym tygodniu wyjęłam dla niego kawałek łososia i już miałam go przyrządzić w sprawdzony, lubiany przez Maksia cytrynowy sposób, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. W końcu przecież mamy pełnię sezonu pomidorowego. Trzeba więc wykorzystać te owoce póki są świeże, mięsiste i pełne słonecznego aromatu. I tak w zupełnie nieplanowany sposób, powstał nowy maksiowy obiad - łosoś pieczony w świeżych pomidorach.


środa, 28 sierpnia 2013

Pasta warta tuńczyka, czyli prosty pomysł na kanapki w piątek, świątek i niedzielę ;)

Wczoraj na maksiowym spacerze kupiłam tylko kilka plasterków wędliny. Żadna mi się jakoś nie spodobała. Coraz gorsze świństwa ludziom wciskają, a ceny nieproporcjonalnie wysokie do "jakości". Po powrocie zajrzałam do lodówki, a tam prześwit za prześwitem. Na szczęście wypatrzyłam kilka składników, które w połączeniu ze sobą, robią w moim domu piorunujące wrażenie. Spytałam dla formalności czy zrobić pastę z tuńczyka. TAK mojego Męża było tak samo zdecydowane jak to dedykowane mi, w kościele 3 lata temu (a entuzjastyczne to chyba nawet bardziej ;). Kilka lat temu, kiedy nie byliśmy jeszcze małżeństwem, ale już pomieszkiwaliśmy razem, moja przyszła Teściowa przygotowała nam taką pastę na kolację. Była pyszna. Przechwyciłam przepis od tamtej pory co jakiś czas urozmaicam przepysznym smarowidłem nasze zwyczajne, kanapkowe kolacje.


wtorek, 27 sierpnia 2013

Sezonowy kurczak owocowy pieczony na ostro

Nie samym schabem grillowanym i ogórkami człowiek żyje. Nadszedł w mojej kuchni dzień, w którym musiałam znów uśmiechnąć się do zawsze gotowego czy tam "w gotowości" kuraka. Chciałam przygotować jeden obiad dla naszej trójki - bez oddzielnego gotowania dla Synuszaka. Tym bardziej, że od powrotu z wakacji rozkochał się na dobre w "dorosłym" jedzeniu, a ja we wspólnym gotowaniu. Cóż za oszczędność czasu - mniej gotowania, mniej zmywania i wymyślania. Oczywista sprawa, że nie karmię dziecka chemią, ani sztucznymi przyprawami. Jeśli już gotuję dla nas wszystkich to staram się używać tylko przypraw naturalnych, ziołowych i niezbyt ostrych.
Naszedł mnie apetyt na kurczaka pieczonego. A, że sezon owocowy na szczęście jeszcze trwa to uważam, że trzeba go w pełni wykorzystać. Stąd mój pomysł na kurczaka w glazurze borówkowo - śliwkowej.


piątek, 23 sierpnia 2013

A na zimę zielone mistrzostwo świata w słoiku, czyli ogórki kiszone Mamy Hani (najlepsze pod słońcem!!)

Każdy w mojej rodzinie powie, że najlepsze ogórki kiszone robi moja Mama. Są aromatyczne, chrupiące. Mają intensywny smak i piękną ciemnozieloną barwę. Idealnie pasują do kanapek, sałatek i samodzielnego spożycia, bo na zupę to ich aż szkoda. Nasi Mężowie niejednokrotnie stosowali je jako zagryzkę, przegryzkę czy tam przekąskę i zakąskę. Generalnie mogą je wcinać na okrągło. Rok w rok dostajemy od Mamy przydział ok 10 kg na rodzinkę i przez całą jesień, zimę i wiosnę "jedziemy" na tych zapasach. Tak się dobrze złożyło, że podczas weekendowego pobytu u Mamy nastąpiła produkcja jednej partii zimowych zapasów. W piątek rano Mąż pojechał z Mamą - Teściową na targ po produkty. Siostra pomyła trochę słoiki w przerwie latania za niesforną Emilką, a ja podczas opalania obrałam chrzan. I tak w międzyczasie grillowania powstały najlepsze kiszone ogórki na świecie.


czwartek, 22 sierpnia 2013

Pietruszkowo - czosnkowe krewetki w kwiatach, czyli ostatni grillowany kadr z weekendu na RODOS

Na deser, a jednocześnie podsumowanie kulinarnych wspomnień ostatniego weekendu przedstawiam mój sposób na krewetki koktajlowe z grilla. Przygotowałam je razem z moją Mamą - dla Niej z resztą. Mama znowu jest na diecie. Zdążyła odsapnąć po Dukanie, trochę posmakować życia i znowu wyrzeczenia. Przez te wszystkie godziny naszego grillowania chowała się w domu, krzątała się i robiła milion rzeczy jak to ona. Żadne kaszanki, kiełbasy i schaby Jej nie skusiły - taka twarda jest ta moja Mama. Jedyne na co sobie pozwoliła to grillowane udka, ale tylko dlatego, że pozostawało to w zgodzie z założeniami nowej diety. Następnego dnia , kiedy grill znowu poszedł w ruch Mama postanowiła też jakoś z tego skorzystać. Na kolację zażyczyła sobie krewetki z grilla, które jako owoce morza też wchodzą w skład jej dietetycznego menu.


środa, 21 sierpnia 2013

Schabowy się opala, czyli kotleciki ze schabu środkowego pieczone na grillu

Przedstawiam kolejny wytwór wielkiego apetytu na grilla jaki mieliśmy w zeszły weekend. Jak wspominałam, spędziliśmy go naszą bandą u mojej Mamy na RODOS. Pogoda w ostatni długi weekend tego lata dopisała, więc większość czasu przebywaliśmy na ogrodzie i to jest jedyne usprawiedliwienie naszego grillowego obżarstwa. Nadszedł w końcu czas by przygotować na grillu jedno z ulubionych mięs mojego Męża - marynowany schab środkowy.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Grillowane kurze nogi z oliwnej marynaty

Jako, że weekend był dość długi i czasu na grillowanie też było sporo, wreszcie mogliśmy przygotować na ruszt coś więcej niż nieśmiertelną kiełbaskę i kaszankę. Jednym z dań były udka z kurczaka zamarynowane w oliwie z przyprawami. Kolejne proste danie na letni obiad pod chmurką.


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Drobiowy kebab z rusztu, czyli weekendowe grillowanie na RODOS i znowu tortillki

Kolejny letni długi weekend za nami. Straszne to jak czas szybko mija, a ten wolny to już szczególnie. Choćby człowiek się położył, patrzył w ścianę i nic nie robił to i tak nim się obejrzy nastąpi koniec laby. Wniosek z tego taki, że lepiej miło spędzać i doszczętnie wykorzystywać każdą wolną chwilę. My tak zrobiliśmy i cały weekend spędziliśmy na naszym ukochanym RODOS. Jak zwykle było mnóstwo zamieszania, utrudnień w komunikacji, pociechy z małych Ząbiaków (mowa o najmłodszych członkach bandy) i oczywiście dobrego jedzenia. Pogoda dopisała, więc jasna sprawa, że grillowanie stało się nieodzownym elementem naszego wypasionego (czy tam spasionego) odpoczynku. Oprócz tradycyjnych pyszności na grillu pojawiły się także nasze ulubione tortillki, które przygotowaliśmy wraz z Mężem. Oto pomysł na drobiowego kebabika z grilla. Proste, pyszne i dużo lżejsze niż kaszankowo - kiełbasiane historie.


czwartek, 15 sierpnia 2013

Specjalnie po chińsku. Kurczak w trzech smakach czyli chińczyk po polsku.

W naszej ulubionej knajpce wietnamskiej każde z nas ma swoje ulubione dania. Mój Mąż zamawia(ł) zawsze "kurczaka specjalnego po chińsku", czyli kąski z piersi w chrupiącej panierce z sosem sojowo - warzywnym, stąd tytuł wpisu. Ja z kolei mam kilka dań - pewniaków. Ogólnie uwielbiam kuchnie chińską, wietnamską i japońską - generalnie wszelkie orientalne smaki są mi bliskie. I choć moja wiedza w tym zakresie jest czysto intuicyjna to jakiś czas temu postanowiłam zawierzyć tej intuicji. Skłoniły mnie do tego zakupy poczynione przez Męża i wielki apetyt na chińczyka.


wtorek, 13 sierpnia 2013

A jednak wizyta w porcie. Świeża rybka moimi oczami

Na szczęście Mąż widząc moją skwaszoną minę, zaproponował, że następnego dnia z rana zabierze mnie i Syncia na małą wycieczkę do portu. Tak też się stało. Zjedliśmy śniadanko. Wypiliśmy kawusię i mimo zachmurzonego nieba zapakowaliśmy się do Reńki. Krętymi, wąskimi dróżkami dotarliśmy do centrum tej małej wioski o przepięknej starej zabudowie. Zaparkowaliśmy auto przy głównej ulicy. Minęliśmy ciąg straganów pełnych nadbałtyckich pamiątek "made in China" i skierowaliśmy się wąskim zejściem w stronę morza. Do portu trafić nie trudno. Wystarczy skorzystać ze zmysłu węchu lub jak kto woli zaobserwować skąd wyłaniają się ludzie z torbami pełnymi ryb ;)



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

A to Flądra! Od rybaka prosto na grilla, czyli świeża morska rybka na ruszcie

Nie wyobrażam sobie wyjazdu nad morze bez skosztowania świeżej rybki. Mój Mąż również. Tak się składa, że w miejscowości tuż obok Sarbinowa, (gdzie z resztą najbliżej nam było plażować) znajduje się malownicza, jedyna wpisana do księgi zabytków wioska rybacka . Codziennie podczas wielogodzinnych wizyt na plaży mogliśmy obserwować małe kolorowe kutry wracające z łowisk pod eskortą hałaśliwie domagających się posiłku mew oraz rybitw.



piątek, 9 sierpnia 2013

Grillowany indyk rosołowy, czyli jak zamarynować mięso bez soli

Urlopowanie, urlopowaniem, wolność wolnością, a plażing - smażingiem. Oczywiste jest jednak, że pięknej i przestronnej kuchni którą mieliśmy do dyspozycji, nie sposób było nie wykorzystać choć raz. Tym bardziej, że nadarzyła się ku temu okazja nie do przegapienia, rzec można. Jak wspominałam, do Sarbinowa udaliśmy się uzbrojeni w jedzenie dla pułku wojska. Klopsy i leczo były zawekowane, więc spokojnie mogły sobie stać w lodówce, ale pierś z indyka, którą wzięła moja Siostra wymagała zdecydowanej i natychmiastowej interwencji.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Ryzyk - fizyk, czyli loteria w nadmorskich restauracjach na rzecz plażingu, a wszystko to w ramach nadmorskiej diety cud ;)

Wspominałam o naszej nadmorskiej diecie cud. Następnego dnia po opublikowaniu wpisu na jej temat przeczytałam na Onecie artykuł mówiący o straszliwych rzeczach jakie dokonują się w nadmorskich knajpach. Jak to oszukują ludzi i karmią odpadami. Generalnie na co dzień staram się jeść w sprawdzonych miejscach, czyli przede wszystkim w domu potrawy własnoręcznie przyrządzone. Jednak na wyjeździe jest to niewykonalne. Urlop spędzić na gotowaniu obiadków? O nie! Wolę zaryzykować niestrawność i się wyluzować niż tracić czas przy garach kiedy za rogiem morze szumi. Nie dajmy się zwariować. Wystarczy dobrze wybrać miejsce, w którym się je, poobserwować obsługę i cóż ... trzeba trochę zaryzykować. My wybraliśmy naszą letnią jadłodajnię na podstawie ilości gości. Poszliśmy tam, gdzie trzeba było stać w kolejce i czatować na miejsce siedzące. Wybór był udany. Nikt z nas nie zaliczył problemów żołądkowych, a nawet nasze najmłodsze Paszczaki zajadały się tamtejszymi frytkami. I nawet jeśli spożyliśmy wraz z nimi trochę starego oleju to było warto - dla walorów smakowych i swobody wypoczywania.


Żeby jednak nie wyjść na całkowitego leniwca i osobę wyluzowaną muszę przyznać, że nad morze pojechaliśmy z gigantyczną lodówką turystyczną wypełnioną jedzeniem. Znalazły się w niej - na obiad: dwa słoiki klopsów i leczo produkcji Teściowej, na śniadania: wędliny, serki, sery, paszteciki i konserwy no i oczywiście na zagrychę: rybki w occie produkcji Teścia i zeszłoroczne, marynowane grzybki naszej produkcji. Prawda jest taka, że wyjeżdżałam z determinacją do żywienia się w domu - zdrowego i taniego. Nie minął jeden dzień ... plażing, smażing i dobra pogoda, a moje nastawienie uległo diametralnej zmianie. Odechciało mi się tracić czas na coś co pochłania mnie na co dzień. W końcu od tego są wakacje - by zmienić styl życia choć na parę dni i nabrać dystansu do tego co się robi.

Ja chceeeeeee nad morze (to mój Mąż dopadł się do klawiatury i na skutek przegrzania komórek mózgowych wyraził swą nieprzerwaną od powrotu tęsknotę do Bałtyku) Postanowiłam nie usuwać tej samowolnej ingerencji w mą twórczość jako, że podzielam stanowisko w całej rozciągłości.
Tęsknię za morzem i stąd te moje refleksyjne rozpisywanie się o stylach i podejściach do wypoczywania :)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Nadmorska dieta cud i mega fast-food na deser, czyli morza szum, słońca żar, powiew wiatru, a w domowej kuchni sezon ogórkowy.

Tak... urlop, urlop i po urlopie. Człowiek czeka na te chwile cały rok. Przez trzy tygodnie przed wyjazdem myśli i śni już tylko o tym.  Przez ostatni tydzień szykuje się, zakupy robi, a na koniec w dzikim szale pakuje sterty ciuchów i tyle super potrzebnych rzeczy, że drzwi od samochodu ledwo domknąć można. Potem podekscytowany przemierza setki kilometrów czasem w korkach, czasem po dziurawych, krętych drogach naszpikowanych fotoradarami. A po podróży nic tylko cisnąć walizki, wskoczyć w kostium i biegiem na plażę. I tak zaczyna się krajowe urlopowanie.

Przydrożny stragan uwieczniony dzięki korkowi